wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział XXVI

'Ciągle ma­my nadzieję - i we wszys­tkich spra­wach le­piej mieć nadzieję niż ją stracić.'- Johann Wolfgang von Goethe


Ze złości aż we mnie kipiało. Nie rozumiałam, w ani jednym stopniu postępowania Alka. Jak się kogoś kocha to podobnież szczęście połówki jest ważniejsze od własnego. No ale chyba nie w naszym wypadku. Powrót do domu i konfrontacja z Atanasijeviczem nie było najlepszym rozwiązaniem, dlatego też poszłam na spacer do którego pogoda zachęcała. Ale przecież kiedyś musiałam wrócić. W domu był porządek, i dookoła roznosił się zapach mojego ulubionego olejku z zielonej herbaty. Mojego chłopaka nigdzie nie widziałam. Dlatego też zgarnęłam wodę z kuchni i wyszłam na balkon.
- Dobrze, że wróciłaś - powiedział Alek, a ja nie zareagowałam - skoro nie wyjeżdżamy, to ja za tydzień lecę do Belgradu do rodziców.
- Ok, spoko - oznajmiłam  beznamiętnie.
Atmosfera przez cały następny tydzień nie poprawiła się ani trochę. Ja nie czułam się w żaden sposób winna, on raczej też nie. Nie spędziliśmy ze sobą zbyt dużo czasu. Chyba najdłużej byliśmy razem kiedy odwoziłam go na lotnisko.
- To cześć - rzuciłam chłodno.
- Za pięć tygodnie jest ślub Nevena, jakbyś nie pamiętała. Mogłabyś się pojawić - oznajmił.
- Będę - odpowiedziałam chłodno i pożegnałam się z nim.`
Kolejny tydzień dłużył mi się niemiłosiernie. Miałam sporo spraw do załatwienia, ale jak zawsze wszystko zostawiłam na ostatnią chwilę. Nie miałam do tego głowy. Sprawa z Alkiem dalej mnie męczyła, a on się nie odzywał. Czułam, że to wszystko robi się coraz bardziej bez sensu. Nasz związek, a właściwie pseudo związek chyba zmierzał ku końcowi. Bartek proponował mi wyjazd na kilka dni z nim, Natalią, Mattem i jeszcze kilkoma znajomymi, ale nie chciałam jeszcze dokładać oliwy do ognia. Przecież gdyby Alek dowiedział się, że pojechałam z Mattem, to byłby koniec. A tego nie chciałam najbardziej na świecie.
No ale w końcu przyszło zgrupowanie i musiałam się odciąć od wszystkich problemów. W niedzielę popołudniu miałyśmy się stawić w Warszawie gdzie miały być przeprowadzone wszystkie badania, a rano miałyśmy jechać do Szczyrku.
Już z daleka dostrzegłam grupkę dziewczyn przed hotelem, a tuż obok nich masę dziennikarzy. Wysiadając z samochodu poczułam ścisk w żołądku i wibracje w kieszeni.  'Ola powiedz trenerowi, że się spóźnię - Marcelina'. Spóźni się? No nic nowego.  Marcela była jedyną dziewczyna która miałam tam znać.  Graliśmy w jednym klubie jak zaczynałyśmy swoją przygodę z siatkówką.  Później ona wyjechała z Łodzi i widywałyśmy się jedynie na jakiś turniejach. Ale tydzień temu odezwała się, komunikując mi, że znowu gramy razem.  Przez to całe zamieszanie z Alkiem nawet nie spojrzałam na listę powołanych. Wyciągnęłam walizkę z auta, pożegnałam się z tatą, poszłam w stronę zbiorowiska i 'zameldowałam' się trenerowi.
- Czy ja dobrze widzę? - usłyszałam tuż za moją głową i odwróciłam się - Ola Winiarska?
- Zuza Madalska? - zapytałam z uśmiechem.
- Już Kuszyńska- oznajmiła i przytuliła mnie- jak ostatni raz Cię widziałam to nie dosięgałaś do górnej taśmy rękoma.
Zuza jest byłą dziewczyną Michała, w sumie ostatnią przed Dagmarą. Rozstali się, bo on wyjechał do Włoch a ona do Rosji i ich związek nie miał sensu. Ale nadal utrzymywali kontakt. Aktualnie Pani Kuszyńska była mamą Mai, żoną Artura i przy okazji jedną z najlepszych atakujących na świecie.
- Co tak będziesz stała, chodź poznasz całą drużynę - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
Jak się okazało byłam najmłodsza w zespole, kilka dziewczyn śmiało się, że nie mamy najlepszych rozgrywających, a mnie da się jeszcze wychować.
Zanim wszyscy się zebrali to minęła jeszcze dobra godzina, oczywiście prawie na końcu dotarła Marcelina. Kiedy w końcu byliśmy już w komplecie weszłyśmy na badania, a potem każda z nas została wyposażona w niezbędnik kadrowicza czyli x par koszulek, bluzek i skarpetek. W sumie cała walizka. W hotelu miałyśmy 'wieczorek' zapoznawczy, albo bardziej noc zapoznawczą, po której cały mój stres ze mnie zszedł. Większość dziewczyn okazała się być na prawdę ok, a tą mniejszością Zuza kazała mi się nie przejmować. ' Ten typ tak ma' skwitowała krótko. No ale co? Po długiej nocy wsiedliśmy do autokaru i ruszyliśmy w długą podróż do Szczyrku.
I zaczęła się ciężka praca. Śniadanie, siłownia, chwila przerwy, hala, obiad, przerwa, bieg, siłownia, kolacja. Tak głównie wyglądał nasz tydzień.
Strasznie tęskniłam za Aleksem. Codziennie chciałam do niego zadzwonić, ale kiedy tylko wyświetlało mi się, że przekazywanie połączeń jest aktywne rozłączałam się. Sama nie wiem dlaczego. Co miałam mu powiedzieć? Nie wiem. Kiedy kończył się czwarty tydzień naszego zgrupowania trener oznajmił, że musi nas podzielić, na kadrę A która będzie walczyć w WGP i na kadrę B którą czeka Liga Europejska. Ja po wielu rozmowach z całym sztabem trafiłam do kadry B. Nie byłam wcale zła. Dla mnie i tak wielkim wyróżnieniem był fakt powołania i możliwości reprezentowania naszego kraju. No ale, koniec 4 tygodnia zgrupowania łączył się z tym, że w sobotę jest ślub Nevena i Leny, a ja tak na prawdę nie wiedziałam, czy powinnam tam jechać. Pojadę, nie ze względu na Alka, a ze względu na parę młodą. Na całe szczęście nie musiałam prosić o wolne Ferenza, bo cała kadra B dostała 5 dni wolnego przed rozpoczynającymi się turniejem.
Do szczyrku przyjechała po mnie Natalia i kiedy byłyśmy prawie w domu uświadomiła mi, że nie mam w co się ubrać na wesele. Tak więc czekały mnie zakupy. Coś czego nienawidziłam, a moja przyjaciółka wręcz przeciwnie - była w swoim żywiole. Nie miałam pojęcia jak powinnam wyglądać, w końcu byłam partnerką świadka. Na całe szczęście przynajmniej Natalia dokładnie wiedziała czego szukamy, do jakiego sklepu wejść i już po godzinie miałyśmy sukienkę. Była idealna, delikatna a do tego buty i torebka - dopełniały wszystko. Poszło szybciej niż myślałam, dlatego miałam jeszcze prawie cały dzień który mogłam spędzić z rodzicami i Olim, który prawie codziennie do mnie dzwonił. Kiedy weszłam do domu poczułam charakterystyczny zapach pieczeni mamy i od razu uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Moja rodzicielka jak mogłam się domyślić stała przy kuchni, a tata jej dzielnie pomagał. Gdy mnie zobaczyli, odłożyli wszystko co mieli w rekach i rzucili się na mnie. Potem zaczął się wywiad, ale na całe szczęście do kuchni wpadł mój chrześniak,  a tuż za nim Dagmara.
- Ola! - krzyknął i wskoczył na mnie.
- No siema - odpowiedziałam śmiejąc się - nie mów mi, że się stęskniłeś. Przecież chłopaki nie tęsknią.
- Nie nie tęskniłem - oznajmił poważnie po czym po chwili szepnął - no może troszkę.
- A ja tęskniłam bardzo - zakomunikowałam, po czym przytuliłam Dagę.
Taki dzień w gronie najbliższych był mi bardzo potrzebny. Pojadłam, pogadałam, poleżałam, powygłupiałam się. Coś cudownego. No ale, to się szybko skończyło i rano czekało mnie przepakowanie walizek a potem droga na lotnisko i kierunek Belgrad. Przez cały lot zastanawiałam się czy zadzwonić po Alka żeby po mnie przyjechał. Ale postanowiłam dostać się do domu jego rodziców sama. Nie wiem jakim cudem udało mi się porozumieć z taksówkarzem i po niespełna 30 minutach stałam  przed posiadłością państwa Atanasijeviczow. Podchodząc do drzwi moje serce zachowywało się tak jakbym była tutaj pierwszy raz. Starałam się opanować, a kiedy stwierdziłam, że już jest dobrze nacisnęłam dzwonek.
- Ola! - zawołał uradowany Nico - Alek nie wspominał, że przyjedziesz już dzisiaj.
- Pewnie zapomniał - odpowiedziałam próbując jakoś z tego wybrnąć.
- Ana, mamy gościa - krzyknął pan Atanasijevicz kiedy weszłam do domu.
- Jak miło Cię widzieć - powiedziała mama Alka kiedy mnie przytulała - Aleks zaraz powinien wrócić, bo poszedł pobiegać. Ale Ola, jak jesteś to Cię wykorzystam. W piekarniku mam ciasto. My musimy jechać jeszcze na chwilę na salę i zawieźć parę rzeczy. Mogła byś przypilnować, żeby się jabłecznik nie spalił?
- Nie ma sprawy - zakomunikowałam z uśmiechem.
- Dziękuję - odpowiedziała zakładając buty - Ty na pewno jesteś głodna. W garnku stoi zupa, odgrzej sobie. Przepraszam, że tak wszystko szybko, ale wiesz jak jest.
- Rozumiem, lećcie już - pogoniłam ich.
Kiedy już wyłączyłam ciasto, rozłożyłam się wygodnie na sofie. Z racji, że wczesne wstawanie nie jest moją najmocniejszą stroną już po kilku minutach moje oczy zaczęły się powoli zamykać. I kiedy byłam już w półśnie usłyszałam jak otwierają się drzwi. Natychmiast się wstałam zobaczyć kto to.
- Ola? - zapytał nie kto inny jak mój chłopak - co Ty tu robisz?
- Cześć - odpowiedziałam - Ciebie też strasznie miło widzieć. Tęskniłeś? Ja też, bardzo.
- Przepraszam - powiedział chcąc mnie przytulić, ale się odsunęłam - po prostu jestem w szoku. Nie spodziewałem się, że przyjedziesz.
- Obiecałam, że przyjadę to jestem. - zakomunikowałam po czym nastała cisza.
- Jestem idiotą - powiedział siadając obok mnie Alek, a ja tylko na niego spojrzałam - nie chciałem, żeby to tak wyszło. Zaskoczyłaś mnie tym powołaniem do reprezentacji, a ja niepotrzebnie się uniosłem. Przecież wiesz jak zależy mi na twoim szczęściu.
- Na czym ci zależy? - zapytałam - na szczęściu? na pewno nie moim.
- Nie mów tak - opowiedział - Bałem się twojego powołania. Bałem się, że nie będziemy mieli dla siebie czasu, że będziemy się mijać. Kocham Cię strasznie, i nie wiem co ze mną nie tak. Nie wiem jak mam się wytłumaczyć. Chyba nie umiem.
- Alek, wiesz jak mnie bolało jak nawet pół słowem się do mnie nie odezwałeś przez ten miesiąc. Czułam jakby Ci nie zależało, jakbyś o mnie zapomniał, jakbym zniknęła dla Ciebie na 4 tygodnie. Nawet nie wiesz ile razy chciałam do Ciebie zadzwonić. Ale powstrzymywałam się. Liczyłam, że jednak Ci chociaż trochę zależy i zadzwonisz, albo chociaż napiszesz głupią wiadomość. Ale się nie doczekałam. I jestem tutaj dlatego, bo chce walczyć o to co budowaliśmy przez ponad rok. Nie chce tego stracić rozumiesz? Nie chce Cię stracić.
- Olcia - szepnął obejmując mnie ramieniem - przepraszam.
Czy mu wybaczyłam? Nie wiem. Jedyne co wiedziałam to, że potrzebuje jego bliskości. Byłam stęskniona za jego głosem, jego dotykiem byłam stęskniona za nim.
Leżałam z głową na jego torsie i wsłuchiwałam się w bicie jego serca, a on ręką gładził moje plecy. Po ponad 2 godzinnej rozmowie ta cisza mi nie przeszkadzała. W sumie to lubiłam takie momenty gdzie mogliśmy się na chwilę zatrzymać i być tylko dla siebie. Ale przecież ostatnie dni w domu państwa Atanasijeviczów przypominały jeden wielki dzień świra więc nie mogliśmy od tak sobie leżeć. Było jeszcze wiele rzeczy do zrobienia przed jutrzejszą ceremonią. Chwilę przed 18 do domu wrócili Nico i Ana ale nie na długo. Rozdzielili nam zadania które musimy jeszcze dzisiaj zrobić, bo oni tego sami nie ogarną. Tak więc zamiast romantycznego wieczoru w łóżku mieliśmy romantyczny wieczór spędzony pomiędzy salą weselną, a mieszkaniem przyszłych państwa młodych. Wchodząc na salę dopiero dotarło do mnie jak wielkie to będzie przyjęcie i trochę się przestraszyłam. Bo przecież jak ja się z nimi dogadam. Na 100% procent część tych ciekawskich ciotek będzie chciało ze mną porozmawiać, a ja poza 'dzień dobry', 'dziękuje', paru kolorów i jeszcze kilku podstawowych zwrotów nie potrafiłam mówić po serbsku. Więc jak się z nimi dogadam? W sumie, czym ja się przejmuje, to nie jest mój dzień jutro najważniejsi będą Neven z Leną, więc może ciotki nie zaatakują.
Kiedy okazało się, że na sali wszystko jest w porządku pojechaliśmy do przyszłych małżonków. Tam dostaliśmy kolejne dwie listy, jedną dla mnie drugą dla Alka. I Neven i Lena wypisali sobie co muszą jutro zrobić, a my mieliśmy pomóc im zrealizować wszystko. Dom wariatów - dosłownie. Jeszcze do tego wszystkiego okazało się, że bratu Leny który ma być świadkiem odwołali dzisiaj lot z Hiszpanii. Więc jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to jutro dotrze godzinę przed ślubem. Ja miałam problem żeby to ogarnąć a co dopiero młodzi.
Wracając do domu wstąpiliśmy jeszcze na kolację więc w domu byliśmy dopiero po 1. Kiedy wyszłam z łazienki Alek zdążył już zasnąć. Nie chciałam go budzić, dlatego delikatnie ściągnęłam z niego bluzę, spodnie przykryłam go kocem po czym położyłam się obok niego i nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
Obudziło mnie słońce przebijające się przez okno. Kiedy wstałam zobaczyłam Alka w samych spodenkach stojącego na balkonie z kubkiem w ręku.
- Dzisiaj wielki dzień - oznajmiłam stając obok niego.
- Myślisz, że my też będziemy mieli kiedyś taki dzień? - zapytał
- Jak będziesz nadal zachowywał się jak idiota to nie - zakomunikowałam śmiejąc się.
- Nie będę, obiecuje - powiedział obejmując mnie w pasie.
Dalsza część dnia zleciała szybciej niż mi się wydawało. Do całej listy którą dostałam od Leny doszło, że to własnie ja miałam odebrać Milana z lotniska i zadbać o to żeby dotarł do kościoła na czas. Na całe szczęście zdążyłam już zaliczyć kosmetyczkę i fryzjera więc jedyną rzeczą którą będę musiała zrobić to przebrać się w sukienkę. Tak więc 1.5 godziny przed ślubem rozdzieliliśmy się z Alkiem. Ja pojechałam na lotnisko, a on do Nevena. Nie miałam pojęcia jak wygląda brat Leny dlatego w aucie mojego chłopaka znalazłam jakąś kartkę i wielkimi literami napisałam Milan licząc na to, że będzie wiedział, że to o niego chodzi. Czas tykał, a jego nie było, mieliśmy nie całe 50 minut na przebranie się i dojazd do kościoła. Ale w końcu pojawił się. Chciał zagadać, ale byłam tak zestresowana tym, że nie zdążymy, że tak na prawdę nie odezwałam się ani słowem przez całą drogę. Kiedy weszliśmy do kościoła odetchnęłam z ulgą i zajęłam miejsce obok rodziców Alka. Po chwili do kościoła weszła Lena pod rękę ze swoim ojcem. Wyglądała cudownie, aż uśmiech sam mi się pojawił na twarzy. Chwile później rozpoczęła się główna ceremonia. Czułam się dość dziwnie nic nie rozumiejąc, wstawałam, klękałam i siadałam wtedy kiedy wszyscy. Na całe szczęście ślub skończył się stosunkowo szybko i czekała nas już tylko zabawa.
Nie miałam ani chwili przerwy w tańcu, byłam przekazywana począwszy od taty Alka przez wszystkich wujków do dziadka. Z moim chłopakiem zatańczyłam dopiero po 1 kiedy był już pewny, że u wszystkich gości jest dobrze. I resztę wieczoru spędziłam właśnie z nim. Z sali wyszliśmy jako ostatni z parą młodą po czym odwieźliśmy ich do mieszkania i w końcu sami trafiliśmy do domu. Ale przecież nie mogliśmy tak po prostu pójść spać. Kiedy byłam pod prysznicem dołączył do mnie Alek. Jak zawsze pod pretekstem, że zużywa się bardzo dużo wody, a przecież trzeba oszczędzać. Pożądanie między nami od początku wesela tylko rosło więc w końcu gdzieś musiało ulecieć. Ciepłe strumienie wody pieściły moje ciało a zimne ręce Alka krążące po całym moim ciele przyprawiały mnie o dreszcze. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na łóżku. Ciepłe strumienie wody zastąpił język Aleksa który chciał dotrzeć w każdy zakątek mojego ciała. Ja z rozkoszy wyginałam moje ciało i cicho pomrukiwałam do ucha blondyna. Kiedy w końcu wszedł we mnie prawie natychmiast poczułam fale ciepła i ogromną rozkosz. Jeszcze długo kołysaliśmy się jako jedność, a Alek był tak czuły i delikatny jak przy naszym pierwszym razie. I jedynym co usłyszałam gdy opadłam obok niego to 'Kocham Cię' wyszeptane wprost do ucha.
Dźwięk telefonu zmuszał mnie do wstania, niechętnie podniosłam głowę po czym poczułam okropny ból.
- Ola, przepraszam, że tak wcześnie - zaczął nasz drużynowy menager kiedy odebrałam - ale mamy sytuacje kryzysową.
- Co jest? - zapytałam próbując się skupić.
- Karina wczoraj skręciła nadgarstek pod prysznicem, a Magda od rana przechodzi jakieś ciężkie zatrucie pokarmowe. Tak więc zostaliśmy bez rozgrywającej.
- I co w związku z tym? - zapytałam.
- Musisz do nas jak najszybciej dojechać. Podeśle Ci esemesem dokładny adres, jakbyś miała jakiś problem z dojazdem to daj mi znać, ale z Belgradu masz dość blisko. Tak więc do zobaczenia - powiedział i rozłączył się.
Tak więc kardra A. Kurs Budapeszt!


Trochę mnie nie było. Przepraszam, ale trudno było mi cokolwiek skleić, bo w sumie całe wakacje byłam w trasie. W rozdziale jest przedstawiony spory okres czasu, ale teraz tak to będzie raczej wyglądać, na pewno następny rozdział. A kiedy on będzie? Nie wiem, będę się starała jak najszybciej ale nie chce nic obiecywać. Jak na razie macie XXVI. Enjoy!
PS nadal szukam osoby do nowego bloga ;)