sobota, 15 listopada 2014

XXVII

 'Bądźcie zmianami, które chcecie zobaczyć.' - Mahatma Gandhi



Nie budząc Aleksa zaczęłam zbierać swoje rzeczy z podłogi i po cichu pakować je do walizki. Po chwili rozbrzmiał się dzwięk mojego telefonu, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mamy. Szybko zgarnęłam z szafki aparat i wyszłam na balkon.
- Cześć kochanie - usłyszałam radosny głos rodzicielki - co się nie chwalisz, że dołączasz do kadry A?
- Mamo ja sama się dowiedziałam chwilę temu, ale zaraz, zaraz. Skąd wiesz? - zapytałam
- A właśnie przyszedł jakiś młody chłopak po twoje rzeczy.
No tak, kompletnie zapomniałam, że przecież Szymon mówił, że nasz nowy fizjoterapeuta przyjedzie po moje rzeczy i zabierze je ze sobą.
- Racja, mamo posłuchaj. W walizce obok łóżka leżą moje rzeczy ze Szczyrku przerzuć je do jakiejś mniejszej torby i daj je mu.
- Nie ma problemu. Ale moment, a gdzie masz buty? - zapytała.
- Powinny leżeć na samym spodzie - oznajmiłam, a dopiero po chwili przypomniałam sobie, że pojechały w aucie Natalii nad morze - w szafie na górnej półce w niebieskim pudełku z kokardą są buty, zapakuj mi je.
- Racja są - oznajmiła - ale przecież są takie same jak te twoje pierwsze, nie mogłaś ich znaleźć. Skąd je masz?
- A czy to ważne?
- Już wiem - zakomunikowała tryumfalnie - od Matta.
Kiedy już wszystko zostało zapakowane, pożegnałam się z mamą obiecując, że odezwę się od razu jak tylko dojadę. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Kiedy wróciłam do pokoju, mój chłopak siedział na łóżku i przyglądał się zapakowanej walizce.
- Tylko mi nie mów, że mnie zostawiasz - powiedział. Kiedy spojrzał na mnie tymi swoimi smutnymi oczami serduszko chciało mi pęknąć.
- Rano zadzwonił do mnie drużynowy manager i potrzebują mnie w kadrze A - oznajmiłam.
- Kiedy i gdzie? - zapytał.
- Na Węgrzech.. najlepiej dzisiaj - zakomunikowałam niepewnie, po czym usłyszałam głośne westchnięcie Alka.
- Mam dzień wolnego. Zawiozę Cię tam.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale, za godzinę wyjeżdżamy.
I rzeczywiście zgodnie z planem, dom Atanasijeviczów opuściliśmy godzinę później. Mieliśmy do przejechania prawie 400km, czyli niecałe 5 godziny drogi. Chciałam spędzić z nim jak najwiecej czasu, przecież nie wiedziałam kiedy z nim się zobaczę w najbliższym czasie. Ale nic nie mogłam zrobić i chwilę po 14 byliśmy pod halą gdzie dziewczyny właśnie miały trening. Długo żegnałam się z moim chłopakiem. Nie chciałam go zostawiać. Widząc jak odjeżdża w moich oczach pojawiły się łzy. Ale przecież musiałam być dzielna, dlatego szybkim krokiem weszłam do budynku i z uśmiechem na ustach skierowałam się w stronę boiska. Dziewczyny zaczynały rozgrzewkę. Na całe szczęście nie zauważyły mnie, a ja po cichu usiadłam sobie na trybunach. Ale nie na długo, chwilę później zobaczył mnie Ferenc.
- Co to za siedzenie? - zapytał podchodząc do mnie - do szatni i na trening. Nie no żartuje. Dziękuję, że tak szybko przyjechałaś.
- Nie ma za co. - odpowiedziałam.
- Zostaliśmy bez rozgrywającej - oznajmił - jesteś naszą jedyną nadzieją.
- Poważnie zabrzmiało - zaśmiałam się - może jednak pójdę się przebrać. Przyjechał ten nasz nowy fizjoterapeuta?
- Tak, przed chwilą, poszukaj go powinien się gdzieś w okolicach szatni kręcić.
Szukałam i szukałam, aż w końcu usłyszałam jak ktoś rozmawia po polsku. Zapukałam do drzwi i weszłam do środka. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam naszych lekarzy i Michała.
- Ola, jesteś już - ucieszył się doktor Sobieszewski - to jest nasz nowy fizjoterapeuta Mich..
- Wiem, znamy się - zakomunikowałam po czym wskoczyłam na Miśka - dobrze Cię widzieć.
- No tak, przecież Michał pracuje w Bełchatowie.  - przypomniał sobie Sobiech.
Poczułam się lepiej kiedy zobaczyłam Michała, jakoś tak spokojniej. Sama nie wiem dlaczego. No ale miałam przecież dołączyć do dziewczyn na treningu. Szybko poszłam się przebrać. Wyciągnęłam z torby buty. Były nadal w pudełku. Kiedy je otworzyłam wyleciała kartka.
'Wszystkiego najlepszego!
PS będę walczył'

Czy słowa 'będę walczył' będą mnie już prześladować do końca życia? Tego nie wiedziałam, ale miałam większe zmartwienia. Szybko dołączyłam do dziewczyn które własnie kończyły rozgrzewkę. Musiałyśmy się zacząć zgrywać, przecież już jutro miałyśmy mieć pierwszy mecz. Grało nam się ciężko, byłam jedyną rozgrywającą. Trener oznajmił, że jutrzejsza wyjściowa 6 w której byłam ja  mają zostać jeszcze chwilę. Ta chwila przeciągnęła do ponad półtorej godziny, musiałyśmy wszystko dokładnie dograć. Powoli zaczęło nam się to wszystko sklejać w jedną całość, tylko nie wiem czy na tyle żeby zagrać dobrze jutro. No ale trzeba było być dobrej myśli. Już po ostatecznym skończeniu treningu trafiłyśmy do hotelu. Wieczorem miałyśmy jeszcze odprawę przedmeczową która tak na prawdę do mnie nie trafiła, byłam tak zmęczona, że jedyne o czym marzyłam, to gorący prysznic i wygodne łóżko.Z racji, że dojechałam dopiero dzisiaj byłam jedna w pokoju dwuosobowym, co w sumie mi odpowiadało.
Ledwie co zdążyłam wyjść z łazienki i usłyszałam pukanie do drzwi. Kogo mogło nieść? Tak bardzo nie chciało mi się z nikim rozmawiać. Kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam Michała z walizką obok nogi.
- No witaj współlokatorko - rzucił po czym przecisnął się obok mnie i wszedł do środka.
- Chyba sobie kpisz - odpowiedziałam.
- Nie bardzo - oznajmił - wytrzymasz jakoś 4 dni. Nie chrapię. Przysięgam.
- Chociaż tyle - powiedziałam.
I co mi zostało, musiałam się dopasować.Byłam zmęczona, więc jakakolwiek rozmowa nie wchodziła w grę. Dlatego też rzuciłam Michałowi dobranoc po czym odwróciłam się plecami próbując zasnąć.  Moje próby były na nic. Przewracałam się z boku na bok, próbując znaleźć wygodną pozycje, ale obojętnie jak się ułożyłam w moim brzuchu był ten sam ścisk. W pewnym momencie poczułam jak moje łózko ugina się pod ciężarem.
- Denerwujesz się? - zapytał Michał na co ja tylko przytaknęłam, a on położył się obok i przytulił mnie- graj tak jak zawsze, a wszystko będzie dobrze - powiedział, po czym pocałował mnie w czoło i wrócił do swojego łóżka.
 Czy poczułam się lepiej? Nie wiem, jedyne co wiem, to, że udało mi się w końcu zasnąć. Niestety, sen nie należał do najlepszych i kiedy budzik zmusił mnie do tego żebym wstała tylko jęknęłam cicho z niezadowolenia.
Do meczu miałyśmy jeszcze 2 godziny, więc zaczęliśmy się powoli zbierać w stronę hali, a mój żołądek znowu dał znać o sobie. Ale to było nic w porównaniu do tego co działo się po wyjściu pierwszej szóstki na boisko. W pierwszym secie nic mi nie szło, kompletnie nic. A to wystawiłam za blisko,a to za daleko siatki. Czułam się bezradna. Między pierwszym, a drugim setem usiadłam na ławce i miałam ochotę się rozpłakać.
- Olka! Co to ma być - zapytał mnie Ferenc - błagam Cię graj tak jak w juniorach, wiem, że potrafisz.
- Postaram się - odpowiedziałam.
- Nie postaram się, nawet nie ma takiej opcji. Graj swoje - zakomunikował po czym uśmiechnął się i wrócił na swoje miejsce.
'Graj swoje' usłyszałam kiedy wchodziłyśmy na boisko. To chyba dodało mi skrzydeł. Weszłam i zaczęłam się bawić grą. I zaczęło nam wszystko wychodzić. No prawie wszystko. Kolejne sety były zupełnym przeciwieństwem pierwszego. Kiedy Węgierki zobaczyły, że pozbierałyśmy się ich gra całkowicie się posypała i  bez większego problemu udało nam się wygrać 3:1.
Oczywiście zaraz po zakończeniu spotkania zadzwonił do mnie mój chłopak. Miałam wrażenie, że cieszy się bardziej niż ja. No ale po chwili radości przypomniał mi, że za tydzień ma podpisać kontrakt z jednym z włoskich klubów, a tak na prawdę nie wiedział jeszcze z jakim, bo ten temat omijałam jak tylko mogłam. Obiecałam mu, że porozmawiamy o tym jak tylko wrócę do Polski i podejmiemy decyzję.
Reszta meczy już nie była taka łatwa, ale na całe szczęście nasza gra z dnia na dzień wyglądała wyglądała coraz lepiej. I z Budapesztu wyjeżdżałyśmy z kompletem zwycięstw. Przez chwilę, nawet pomyślałam, że może własnie buty które dostałam od Matta przynoszą szczęście, ale jakoś szybko odrzuciłam tę myśl twierdząc, że na prawdę dobrze gramy. W szatni od emocji, aż było gorąco, dlatego postanowiłyśmy je zgasić drinkiem - w końcu nam się należało. Kiedy już zmierzałam w stronę wyjścia zatrzymał mnie nasz manager.
- Ola przy wejściu na boisko stoi dwóch facetów i chcą coś od Ciebie i Marceliny.
- Ale o co chodzi? - zapytałam.
- Idź, a się dowiesz. Nie chcą Ci zrobić krzywdy - dodał z uśmiechem.
No do poszłam zupełnie nie wiedząc o co chodzi. Jak się okazało każdy z panów miał inną propozycje, ale tę samą sprawę. Jeden z nich był  trenerem Piacenezy, a drugi managerem Zenitu . Co ciekawe każdy z nich składał mi propozycję gry w ich klubie. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co mam powiedzieć, dlatego wymieniliśmy się numerami telefonów i mieliśmy być w kontakcie. Kompletnie nie rozumiałam tego co się stało właśnie przed chwilą. Dostałam propozycję od dwóch świetnych klubów, a ja powiedziałam, że się zastanowię. Brawo Ola! Pogratuluj sobie.

Jest i kolejny. Powstawał długo, nawet bardzo. I pewnie nie do końca tak jak chciałam, ale nie chce go po raz kolejny popoprawiać. Planowałam żeby był dłuższy, ale dopisanie kolejnych części zajęłoby mi kolene dwa miesiace, dlatego jest tyle ile jest. :)