sobota, 15 listopada 2014

XXVII

 'Bądźcie zmianami, które chcecie zobaczyć.' - Mahatma Gandhi



Nie budząc Aleksa zaczęłam zbierać swoje rzeczy z podłogi i po cichu pakować je do walizki. Po chwili rozbrzmiał się dzwięk mojego telefonu, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mamy. Szybko zgarnęłam z szafki aparat i wyszłam na balkon.
- Cześć kochanie - usłyszałam radosny głos rodzicielki - co się nie chwalisz, że dołączasz do kadry A?
- Mamo ja sama się dowiedziałam chwilę temu, ale zaraz, zaraz. Skąd wiesz? - zapytałam
- A właśnie przyszedł jakiś młody chłopak po twoje rzeczy.
No tak, kompletnie zapomniałam, że przecież Szymon mówił, że nasz nowy fizjoterapeuta przyjedzie po moje rzeczy i zabierze je ze sobą.
- Racja, mamo posłuchaj. W walizce obok łóżka leżą moje rzeczy ze Szczyrku przerzuć je do jakiejś mniejszej torby i daj je mu.
- Nie ma problemu. Ale moment, a gdzie masz buty? - zapytała.
- Powinny leżeć na samym spodzie - oznajmiłam, a dopiero po chwili przypomniałam sobie, że pojechały w aucie Natalii nad morze - w szafie na górnej półce w niebieskim pudełku z kokardą są buty, zapakuj mi je.
- Racja są - oznajmiła - ale przecież są takie same jak te twoje pierwsze, nie mogłaś ich znaleźć. Skąd je masz?
- A czy to ważne?
- Już wiem - zakomunikowała tryumfalnie - od Matta.
Kiedy już wszystko zostało zapakowane, pożegnałam się z mamą obiecując, że odezwę się od razu jak tylko dojadę. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Kiedy wróciłam do pokoju, mój chłopak siedział na łóżku i przyglądał się zapakowanej walizce.
- Tylko mi nie mów, że mnie zostawiasz - powiedział. Kiedy spojrzał na mnie tymi swoimi smutnymi oczami serduszko chciało mi pęknąć.
- Rano zadzwonił do mnie drużynowy manager i potrzebują mnie w kadrze A - oznajmiłam.
- Kiedy i gdzie? - zapytał.
- Na Węgrzech.. najlepiej dzisiaj - zakomunikowałam niepewnie, po czym usłyszałam głośne westchnięcie Alka.
- Mam dzień wolnego. Zawiozę Cię tam.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale, za godzinę wyjeżdżamy.
I rzeczywiście zgodnie z planem, dom Atanasijeviczów opuściliśmy godzinę później. Mieliśmy do przejechania prawie 400km, czyli niecałe 5 godziny drogi. Chciałam spędzić z nim jak najwiecej czasu, przecież nie wiedziałam kiedy z nim się zobaczę w najbliższym czasie. Ale nic nie mogłam zrobić i chwilę po 14 byliśmy pod halą gdzie dziewczyny właśnie miały trening. Długo żegnałam się z moim chłopakiem. Nie chciałam go zostawiać. Widząc jak odjeżdża w moich oczach pojawiły się łzy. Ale przecież musiałam być dzielna, dlatego szybkim krokiem weszłam do budynku i z uśmiechem na ustach skierowałam się w stronę boiska. Dziewczyny zaczynały rozgrzewkę. Na całe szczęście nie zauważyły mnie, a ja po cichu usiadłam sobie na trybunach. Ale nie na długo, chwilę później zobaczył mnie Ferenc.
- Co to za siedzenie? - zapytał podchodząc do mnie - do szatni i na trening. Nie no żartuje. Dziękuję, że tak szybko przyjechałaś.
- Nie ma za co. - odpowiedziałam.
- Zostaliśmy bez rozgrywającej - oznajmił - jesteś naszą jedyną nadzieją.
- Poważnie zabrzmiało - zaśmiałam się - może jednak pójdę się przebrać. Przyjechał ten nasz nowy fizjoterapeuta?
- Tak, przed chwilą, poszukaj go powinien się gdzieś w okolicach szatni kręcić.
Szukałam i szukałam, aż w końcu usłyszałam jak ktoś rozmawia po polsku. Zapukałam do drzwi i weszłam do środka. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam naszych lekarzy i Michała.
- Ola, jesteś już - ucieszył się doktor Sobieszewski - to jest nasz nowy fizjoterapeuta Mich..
- Wiem, znamy się - zakomunikowałam po czym wskoczyłam na Miśka - dobrze Cię widzieć.
- No tak, przecież Michał pracuje w Bełchatowie.  - przypomniał sobie Sobiech.
Poczułam się lepiej kiedy zobaczyłam Michała, jakoś tak spokojniej. Sama nie wiem dlaczego. No ale miałam przecież dołączyć do dziewczyn na treningu. Szybko poszłam się przebrać. Wyciągnęłam z torby buty. Były nadal w pudełku. Kiedy je otworzyłam wyleciała kartka.
'Wszystkiego najlepszego!
PS będę walczył'

Czy słowa 'będę walczył' będą mnie już prześladować do końca życia? Tego nie wiedziałam, ale miałam większe zmartwienia. Szybko dołączyłam do dziewczyn które własnie kończyły rozgrzewkę. Musiałyśmy się zacząć zgrywać, przecież już jutro miałyśmy mieć pierwszy mecz. Grało nam się ciężko, byłam jedyną rozgrywającą. Trener oznajmił, że jutrzejsza wyjściowa 6 w której byłam ja  mają zostać jeszcze chwilę. Ta chwila przeciągnęła do ponad półtorej godziny, musiałyśmy wszystko dokładnie dograć. Powoli zaczęło nam się to wszystko sklejać w jedną całość, tylko nie wiem czy na tyle żeby zagrać dobrze jutro. No ale trzeba było być dobrej myśli. Już po ostatecznym skończeniu treningu trafiłyśmy do hotelu. Wieczorem miałyśmy jeszcze odprawę przedmeczową która tak na prawdę do mnie nie trafiła, byłam tak zmęczona, że jedyne o czym marzyłam, to gorący prysznic i wygodne łóżko.Z racji, że dojechałam dopiero dzisiaj byłam jedna w pokoju dwuosobowym, co w sumie mi odpowiadało.
Ledwie co zdążyłam wyjść z łazienki i usłyszałam pukanie do drzwi. Kogo mogło nieść? Tak bardzo nie chciało mi się z nikim rozmawiać. Kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam Michała z walizką obok nogi.
- No witaj współlokatorko - rzucił po czym przecisnął się obok mnie i wszedł do środka.
- Chyba sobie kpisz - odpowiedziałam.
- Nie bardzo - oznajmił - wytrzymasz jakoś 4 dni. Nie chrapię. Przysięgam.
- Chociaż tyle - powiedziałam.
I co mi zostało, musiałam się dopasować.Byłam zmęczona, więc jakakolwiek rozmowa nie wchodziła w grę. Dlatego też rzuciłam Michałowi dobranoc po czym odwróciłam się plecami próbując zasnąć.  Moje próby były na nic. Przewracałam się z boku na bok, próbując znaleźć wygodną pozycje, ale obojętnie jak się ułożyłam w moim brzuchu był ten sam ścisk. W pewnym momencie poczułam jak moje łózko ugina się pod ciężarem.
- Denerwujesz się? - zapytał Michał na co ja tylko przytaknęłam, a on położył się obok i przytulił mnie- graj tak jak zawsze, a wszystko będzie dobrze - powiedział, po czym pocałował mnie w czoło i wrócił do swojego łóżka.
 Czy poczułam się lepiej? Nie wiem, jedyne co wiem, to, że udało mi się w końcu zasnąć. Niestety, sen nie należał do najlepszych i kiedy budzik zmusił mnie do tego żebym wstała tylko jęknęłam cicho z niezadowolenia.
Do meczu miałyśmy jeszcze 2 godziny, więc zaczęliśmy się powoli zbierać w stronę hali, a mój żołądek znowu dał znać o sobie. Ale to było nic w porównaniu do tego co działo się po wyjściu pierwszej szóstki na boisko. W pierwszym secie nic mi nie szło, kompletnie nic. A to wystawiłam za blisko,a to za daleko siatki. Czułam się bezradna. Między pierwszym, a drugim setem usiadłam na ławce i miałam ochotę się rozpłakać.
- Olka! Co to ma być - zapytał mnie Ferenc - błagam Cię graj tak jak w juniorach, wiem, że potrafisz.
- Postaram się - odpowiedziałam.
- Nie postaram się, nawet nie ma takiej opcji. Graj swoje - zakomunikował po czym uśmiechnął się i wrócił na swoje miejsce.
'Graj swoje' usłyszałam kiedy wchodziłyśmy na boisko. To chyba dodało mi skrzydeł. Weszłam i zaczęłam się bawić grą. I zaczęło nam wszystko wychodzić. No prawie wszystko. Kolejne sety były zupełnym przeciwieństwem pierwszego. Kiedy Węgierki zobaczyły, że pozbierałyśmy się ich gra całkowicie się posypała i  bez większego problemu udało nam się wygrać 3:1.
Oczywiście zaraz po zakończeniu spotkania zadzwonił do mnie mój chłopak. Miałam wrażenie, że cieszy się bardziej niż ja. No ale po chwili radości przypomniał mi, że za tydzień ma podpisać kontrakt z jednym z włoskich klubów, a tak na prawdę nie wiedział jeszcze z jakim, bo ten temat omijałam jak tylko mogłam. Obiecałam mu, że porozmawiamy o tym jak tylko wrócę do Polski i podejmiemy decyzję.
Reszta meczy już nie była taka łatwa, ale na całe szczęście nasza gra z dnia na dzień wyglądała wyglądała coraz lepiej. I z Budapesztu wyjeżdżałyśmy z kompletem zwycięstw. Przez chwilę, nawet pomyślałam, że może własnie buty które dostałam od Matta przynoszą szczęście, ale jakoś szybko odrzuciłam tę myśl twierdząc, że na prawdę dobrze gramy. W szatni od emocji, aż było gorąco, dlatego postanowiłyśmy je zgasić drinkiem - w końcu nam się należało. Kiedy już zmierzałam w stronę wyjścia zatrzymał mnie nasz manager.
- Ola przy wejściu na boisko stoi dwóch facetów i chcą coś od Ciebie i Marceliny.
- Ale o co chodzi? - zapytałam.
- Idź, a się dowiesz. Nie chcą Ci zrobić krzywdy - dodał z uśmiechem.
No do poszłam zupełnie nie wiedząc o co chodzi. Jak się okazało każdy z panów miał inną propozycje, ale tę samą sprawę. Jeden z nich był  trenerem Piacenezy, a drugi managerem Zenitu . Co ciekawe każdy z nich składał mi propozycję gry w ich klubie. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co mam powiedzieć, dlatego wymieniliśmy się numerami telefonów i mieliśmy być w kontakcie. Kompletnie nie rozumiałam tego co się stało właśnie przed chwilą. Dostałam propozycję od dwóch świetnych klubów, a ja powiedziałam, że się zastanowię. Brawo Ola! Pogratuluj sobie.

Jest i kolejny. Powstawał długo, nawet bardzo. I pewnie nie do końca tak jak chciałam, ale nie chce go po raz kolejny popoprawiać. Planowałam żeby był dłuższy, ale dopisanie kolejnych części zajęłoby mi kolene dwa miesiace, dlatego jest tyle ile jest. :) 

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział XXVI

'Ciągle ma­my nadzieję - i we wszys­tkich spra­wach le­piej mieć nadzieję niż ją stracić.'- Johann Wolfgang von Goethe


Ze złości aż we mnie kipiało. Nie rozumiałam, w ani jednym stopniu postępowania Alka. Jak się kogoś kocha to podobnież szczęście połówki jest ważniejsze od własnego. No ale chyba nie w naszym wypadku. Powrót do domu i konfrontacja z Atanasijeviczem nie było najlepszym rozwiązaniem, dlatego też poszłam na spacer do którego pogoda zachęcała. Ale przecież kiedyś musiałam wrócić. W domu był porządek, i dookoła roznosił się zapach mojego ulubionego olejku z zielonej herbaty. Mojego chłopaka nigdzie nie widziałam. Dlatego też zgarnęłam wodę z kuchni i wyszłam na balkon.
- Dobrze, że wróciłaś - powiedział Alek, a ja nie zareagowałam - skoro nie wyjeżdżamy, to ja za tydzień lecę do Belgradu do rodziców.
- Ok, spoko - oznajmiłam  beznamiętnie.
Atmosfera przez cały następny tydzień nie poprawiła się ani trochę. Ja nie czułam się w żaden sposób winna, on raczej też nie. Nie spędziliśmy ze sobą zbyt dużo czasu. Chyba najdłużej byliśmy razem kiedy odwoziłam go na lotnisko.
- To cześć - rzuciłam chłodno.
- Za pięć tygodnie jest ślub Nevena, jakbyś nie pamiętała. Mogłabyś się pojawić - oznajmił.
- Będę - odpowiedziałam chłodno i pożegnałam się z nim.`
Kolejny tydzień dłużył mi się niemiłosiernie. Miałam sporo spraw do załatwienia, ale jak zawsze wszystko zostawiłam na ostatnią chwilę. Nie miałam do tego głowy. Sprawa z Alkiem dalej mnie męczyła, a on się nie odzywał. Czułam, że to wszystko robi się coraz bardziej bez sensu. Nasz związek, a właściwie pseudo związek chyba zmierzał ku końcowi. Bartek proponował mi wyjazd na kilka dni z nim, Natalią, Mattem i jeszcze kilkoma znajomymi, ale nie chciałam jeszcze dokładać oliwy do ognia. Przecież gdyby Alek dowiedział się, że pojechałam z Mattem, to byłby koniec. A tego nie chciałam najbardziej na świecie.
No ale w końcu przyszło zgrupowanie i musiałam się odciąć od wszystkich problemów. W niedzielę popołudniu miałyśmy się stawić w Warszawie gdzie miały być przeprowadzone wszystkie badania, a rano miałyśmy jechać do Szczyrku.
Już z daleka dostrzegłam grupkę dziewczyn przed hotelem, a tuż obok nich masę dziennikarzy. Wysiadając z samochodu poczułam ścisk w żołądku i wibracje w kieszeni.  'Ola powiedz trenerowi, że się spóźnię - Marcelina'. Spóźni się? No nic nowego.  Marcela była jedyną dziewczyna która miałam tam znać.  Graliśmy w jednym klubie jak zaczynałyśmy swoją przygodę z siatkówką.  Później ona wyjechała z Łodzi i widywałyśmy się jedynie na jakiś turniejach. Ale tydzień temu odezwała się, komunikując mi, że znowu gramy razem.  Przez to całe zamieszanie z Alkiem nawet nie spojrzałam na listę powołanych. Wyciągnęłam walizkę z auta, pożegnałam się z tatą, poszłam w stronę zbiorowiska i 'zameldowałam' się trenerowi.
- Czy ja dobrze widzę? - usłyszałam tuż za moją głową i odwróciłam się - Ola Winiarska?
- Zuza Madalska? - zapytałam z uśmiechem.
- Już Kuszyńska- oznajmiła i przytuliła mnie- jak ostatni raz Cię widziałam to nie dosięgałaś do górnej taśmy rękoma.
Zuza jest byłą dziewczyną Michała, w sumie ostatnią przed Dagmarą. Rozstali się, bo on wyjechał do Włoch a ona do Rosji i ich związek nie miał sensu. Ale nadal utrzymywali kontakt. Aktualnie Pani Kuszyńska była mamą Mai, żoną Artura i przy okazji jedną z najlepszych atakujących na świecie.
- Co tak będziesz stała, chodź poznasz całą drużynę - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
Jak się okazało byłam najmłodsza w zespole, kilka dziewczyn śmiało się, że nie mamy najlepszych rozgrywających, a mnie da się jeszcze wychować.
Zanim wszyscy się zebrali to minęła jeszcze dobra godzina, oczywiście prawie na końcu dotarła Marcelina. Kiedy w końcu byliśmy już w komplecie weszłyśmy na badania, a potem każda z nas została wyposażona w niezbędnik kadrowicza czyli x par koszulek, bluzek i skarpetek. W sumie cała walizka. W hotelu miałyśmy 'wieczorek' zapoznawczy, albo bardziej noc zapoznawczą, po której cały mój stres ze mnie zszedł. Większość dziewczyn okazała się być na prawdę ok, a tą mniejszością Zuza kazała mi się nie przejmować. ' Ten typ tak ma' skwitowała krótko. No ale co? Po długiej nocy wsiedliśmy do autokaru i ruszyliśmy w długą podróż do Szczyrku.
I zaczęła się ciężka praca. Śniadanie, siłownia, chwila przerwy, hala, obiad, przerwa, bieg, siłownia, kolacja. Tak głównie wyglądał nasz tydzień.
Strasznie tęskniłam za Aleksem. Codziennie chciałam do niego zadzwonić, ale kiedy tylko wyświetlało mi się, że przekazywanie połączeń jest aktywne rozłączałam się. Sama nie wiem dlaczego. Co miałam mu powiedzieć? Nie wiem. Kiedy kończył się czwarty tydzień naszego zgrupowania trener oznajmił, że musi nas podzielić, na kadrę A która będzie walczyć w WGP i na kadrę B którą czeka Liga Europejska. Ja po wielu rozmowach z całym sztabem trafiłam do kadry B. Nie byłam wcale zła. Dla mnie i tak wielkim wyróżnieniem był fakt powołania i możliwości reprezentowania naszego kraju. No ale, koniec 4 tygodnia zgrupowania łączył się z tym, że w sobotę jest ślub Nevena i Leny, a ja tak na prawdę nie wiedziałam, czy powinnam tam jechać. Pojadę, nie ze względu na Alka, a ze względu na parę młodą. Na całe szczęście nie musiałam prosić o wolne Ferenza, bo cała kadra B dostała 5 dni wolnego przed rozpoczynającymi się turniejem.
Do szczyrku przyjechała po mnie Natalia i kiedy byłyśmy prawie w domu uświadomiła mi, że nie mam w co się ubrać na wesele. Tak więc czekały mnie zakupy. Coś czego nienawidziłam, a moja przyjaciółka wręcz przeciwnie - była w swoim żywiole. Nie miałam pojęcia jak powinnam wyglądać, w końcu byłam partnerką świadka. Na całe szczęście przynajmniej Natalia dokładnie wiedziała czego szukamy, do jakiego sklepu wejść i już po godzinie miałyśmy sukienkę. Była idealna, delikatna a do tego buty i torebka - dopełniały wszystko. Poszło szybciej niż myślałam, dlatego miałam jeszcze prawie cały dzień który mogłam spędzić z rodzicami i Olim, który prawie codziennie do mnie dzwonił. Kiedy weszłam do domu poczułam charakterystyczny zapach pieczeni mamy i od razu uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Moja rodzicielka jak mogłam się domyślić stała przy kuchni, a tata jej dzielnie pomagał. Gdy mnie zobaczyli, odłożyli wszystko co mieli w rekach i rzucili się na mnie. Potem zaczął się wywiad, ale na całe szczęście do kuchni wpadł mój chrześniak,  a tuż za nim Dagmara.
- Ola! - krzyknął i wskoczył na mnie.
- No siema - odpowiedziałam śmiejąc się - nie mów mi, że się stęskniłeś. Przecież chłopaki nie tęsknią.
- Nie nie tęskniłem - oznajmił poważnie po czym po chwili szepnął - no może troszkę.
- A ja tęskniłam bardzo - zakomunikowałam, po czym przytuliłam Dagę.
Taki dzień w gronie najbliższych był mi bardzo potrzebny. Pojadłam, pogadałam, poleżałam, powygłupiałam się. Coś cudownego. No ale, to się szybko skończyło i rano czekało mnie przepakowanie walizek a potem droga na lotnisko i kierunek Belgrad. Przez cały lot zastanawiałam się czy zadzwonić po Alka żeby po mnie przyjechał. Ale postanowiłam dostać się do domu jego rodziców sama. Nie wiem jakim cudem udało mi się porozumieć z taksówkarzem i po niespełna 30 minutach stałam  przed posiadłością państwa Atanasijeviczow. Podchodząc do drzwi moje serce zachowywało się tak jakbym była tutaj pierwszy raz. Starałam się opanować, a kiedy stwierdziłam, że już jest dobrze nacisnęłam dzwonek.
- Ola! - zawołał uradowany Nico - Alek nie wspominał, że przyjedziesz już dzisiaj.
- Pewnie zapomniał - odpowiedziałam próbując jakoś z tego wybrnąć.
- Ana, mamy gościa - krzyknął pan Atanasijevicz kiedy weszłam do domu.
- Jak miło Cię widzieć - powiedziała mama Alka kiedy mnie przytulała - Aleks zaraz powinien wrócić, bo poszedł pobiegać. Ale Ola, jak jesteś to Cię wykorzystam. W piekarniku mam ciasto. My musimy jechać jeszcze na chwilę na salę i zawieźć parę rzeczy. Mogła byś przypilnować, żeby się jabłecznik nie spalił?
- Nie ma sprawy - zakomunikowałam z uśmiechem.
- Dziękuję - odpowiedziała zakładając buty - Ty na pewno jesteś głodna. W garnku stoi zupa, odgrzej sobie. Przepraszam, że tak wszystko szybko, ale wiesz jak jest.
- Rozumiem, lećcie już - pogoniłam ich.
Kiedy już wyłączyłam ciasto, rozłożyłam się wygodnie na sofie. Z racji, że wczesne wstawanie nie jest moją najmocniejszą stroną już po kilku minutach moje oczy zaczęły się powoli zamykać. I kiedy byłam już w półśnie usłyszałam jak otwierają się drzwi. Natychmiast się wstałam zobaczyć kto to.
- Ola? - zapytał nie kto inny jak mój chłopak - co Ty tu robisz?
- Cześć - odpowiedziałam - Ciebie też strasznie miło widzieć. Tęskniłeś? Ja też, bardzo.
- Przepraszam - powiedział chcąc mnie przytulić, ale się odsunęłam - po prostu jestem w szoku. Nie spodziewałem się, że przyjedziesz.
- Obiecałam, że przyjadę to jestem. - zakomunikowałam po czym nastała cisza.
- Jestem idiotą - powiedział siadając obok mnie Alek, a ja tylko na niego spojrzałam - nie chciałem, żeby to tak wyszło. Zaskoczyłaś mnie tym powołaniem do reprezentacji, a ja niepotrzebnie się uniosłem. Przecież wiesz jak zależy mi na twoim szczęściu.
- Na czym ci zależy? - zapytałam - na szczęściu? na pewno nie moim.
- Nie mów tak - opowiedział - Bałem się twojego powołania. Bałem się, że nie będziemy mieli dla siebie czasu, że będziemy się mijać. Kocham Cię strasznie, i nie wiem co ze mną nie tak. Nie wiem jak mam się wytłumaczyć. Chyba nie umiem.
- Alek, wiesz jak mnie bolało jak nawet pół słowem się do mnie nie odezwałeś przez ten miesiąc. Czułam jakby Ci nie zależało, jakbyś o mnie zapomniał, jakbym zniknęła dla Ciebie na 4 tygodnie. Nawet nie wiesz ile razy chciałam do Ciebie zadzwonić. Ale powstrzymywałam się. Liczyłam, że jednak Ci chociaż trochę zależy i zadzwonisz, albo chociaż napiszesz głupią wiadomość. Ale się nie doczekałam. I jestem tutaj dlatego, bo chce walczyć o to co budowaliśmy przez ponad rok. Nie chce tego stracić rozumiesz? Nie chce Cię stracić.
- Olcia - szepnął obejmując mnie ramieniem - przepraszam.
Czy mu wybaczyłam? Nie wiem. Jedyne co wiedziałam to, że potrzebuje jego bliskości. Byłam stęskniona za jego głosem, jego dotykiem byłam stęskniona za nim.
Leżałam z głową na jego torsie i wsłuchiwałam się w bicie jego serca, a on ręką gładził moje plecy. Po ponad 2 godzinnej rozmowie ta cisza mi nie przeszkadzała. W sumie to lubiłam takie momenty gdzie mogliśmy się na chwilę zatrzymać i być tylko dla siebie. Ale przecież ostatnie dni w domu państwa Atanasijeviczów przypominały jeden wielki dzień świra więc nie mogliśmy od tak sobie leżeć. Było jeszcze wiele rzeczy do zrobienia przed jutrzejszą ceremonią. Chwilę przed 18 do domu wrócili Nico i Ana ale nie na długo. Rozdzielili nam zadania które musimy jeszcze dzisiaj zrobić, bo oni tego sami nie ogarną. Tak więc zamiast romantycznego wieczoru w łóżku mieliśmy romantyczny wieczór spędzony pomiędzy salą weselną, a mieszkaniem przyszłych państwa młodych. Wchodząc na salę dopiero dotarło do mnie jak wielkie to będzie przyjęcie i trochę się przestraszyłam. Bo przecież jak ja się z nimi dogadam. Na 100% procent część tych ciekawskich ciotek będzie chciało ze mną porozmawiać, a ja poza 'dzień dobry', 'dziękuje', paru kolorów i jeszcze kilku podstawowych zwrotów nie potrafiłam mówić po serbsku. Więc jak się z nimi dogadam? W sumie, czym ja się przejmuje, to nie jest mój dzień jutro najważniejsi będą Neven z Leną, więc może ciotki nie zaatakują.
Kiedy okazało się, że na sali wszystko jest w porządku pojechaliśmy do przyszłych małżonków. Tam dostaliśmy kolejne dwie listy, jedną dla mnie drugą dla Alka. I Neven i Lena wypisali sobie co muszą jutro zrobić, a my mieliśmy pomóc im zrealizować wszystko. Dom wariatów - dosłownie. Jeszcze do tego wszystkiego okazało się, że bratu Leny który ma być świadkiem odwołali dzisiaj lot z Hiszpanii. Więc jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to jutro dotrze godzinę przed ślubem. Ja miałam problem żeby to ogarnąć a co dopiero młodzi.
Wracając do domu wstąpiliśmy jeszcze na kolację więc w domu byliśmy dopiero po 1. Kiedy wyszłam z łazienki Alek zdążył już zasnąć. Nie chciałam go budzić, dlatego delikatnie ściągnęłam z niego bluzę, spodnie przykryłam go kocem po czym położyłam się obok niego i nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
Obudziło mnie słońce przebijające się przez okno. Kiedy wstałam zobaczyłam Alka w samych spodenkach stojącego na balkonie z kubkiem w ręku.
- Dzisiaj wielki dzień - oznajmiłam stając obok niego.
- Myślisz, że my też będziemy mieli kiedyś taki dzień? - zapytał
- Jak będziesz nadal zachowywał się jak idiota to nie - zakomunikowałam śmiejąc się.
- Nie będę, obiecuje - powiedział obejmując mnie w pasie.
Dalsza część dnia zleciała szybciej niż mi się wydawało. Do całej listy którą dostałam od Leny doszło, że to własnie ja miałam odebrać Milana z lotniska i zadbać o to żeby dotarł do kościoła na czas. Na całe szczęście zdążyłam już zaliczyć kosmetyczkę i fryzjera więc jedyną rzeczą którą będę musiała zrobić to przebrać się w sukienkę. Tak więc 1.5 godziny przed ślubem rozdzieliliśmy się z Alkiem. Ja pojechałam na lotnisko, a on do Nevena. Nie miałam pojęcia jak wygląda brat Leny dlatego w aucie mojego chłopaka znalazłam jakąś kartkę i wielkimi literami napisałam Milan licząc na to, że będzie wiedział, że to o niego chodzi. Czas tykał, a jego nie było, mieliśmy nie całe 50 minut na przebranie się i dojazd do kościoła. Ale w końcu pojawił się. Chciał zagadać, ale byłam tak zestresowana tym, że nie zdążymy, że tak na prawdę nie odezwałam się ani słowem przez całą drogę. Kiedy weszliśmy do kościoła odetchnęłam z ulgą i zajęłam miejsce obok rodziców Alka. Po chwili do kościoła weszła Lena pod rękę ze swoim ojcem. Wyglądała cudownie, aż uśmiech sam mi się pojawił na twarzy. Chwile później rozpoczęła się główna ceremonia. Czułam się dość dziwnie nic nie rozumiejąc, wstawałam, klękałam i siadałam wtedy kiedy wszyscy. Na całe szczęście ślub skończył się stosunkowo szybko i czekała nas już tylko zabawa.
Nie miałam ani chwili przerwy w tańcu, byłam przekazywana począwszy od taty Alka przez wszystkich wujków do dziadka. Z moim chłopakiem zatańczyłam dopiero po 1 kiedy był już pewny, że u wszystkich gości jest dobrze. I resztę wieczoru spędziłam właśnie z nim. Z sali wyszliśmy jako ostatni z parą młodą po czym odwieźliśmy ich do mieszkania i w końcu sami trafiliśmy do domu. Ale przecież nie mogliśmy tak po prostu pójść spać. Kiedy byłam pod prysznicem dołączył do mnie Alek. Jak zawsze pod pretekstem, że zużywa się bardzo dużo wody, a przecież trzeba oszczędzać. Pożądanie między nami od początku wesela tylko rosło więc w końcu gdzieś musiało ulecieć. Ciepłe strumienie wody pieściły moje ciało a zimne ręce Alka krążące po całym moim ciele przyprawiały mnie o dreszcze. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na łóżku. Ciepłe strumienie wody zastąpił język Aleksa który chciał dotrzeć w każdy zakątek mojego ciała. Ja z rozkoszy wyginałam moje ciało i cicho pomrukiwałam do ucha blondyna. Kiedy w końcu wszedł we mnie prawie natychmiast poczułam fale ciepła i ogromną rozkosz. Jeszcze długo kołysaliśmy się jako jedność, a Alek był tak czuły i delikatny jak przy naszym pierwszym razie. I jedynym co usłyszałam gdy opadłam obok niego to 'Kocham Cię' wyszeptane wprost do ucha.
Dźwięk telefonu zmuszał mnie do wstania, niechętnie podniosłam głowę po czym poczułam okropny ból.
- Ola, przepraszam, że tak wcześnie - zaczął nasz drużynowy menager kiedy odebrałam - ale mamy sytuacje kryzysową.
- Co jest? - zapytałam próbując się skupić.
- Karina wczoraj skręciła nadgarstek pod prysznicem, a Magda od rana przechodzi jakieś ciężkie zatrucie pokarmowe. Tak więc zostaliśmy bez rozgrywającej.
- I co w związku z tym? - zapytałam.
- Musisz do nas jak najszybciej dojechać. Podeśle Ci esemesem dokładny adres, jakbyś miała jakiś problem z dojazdem to daj mi znać, ale z Belgradu masz dość blisko. Tak więc do zobaczenia - powiedział i rozłączył się.
Tak więc kardra A. Kurs Budapeszt!


Trochę mnie nie było. Przepraszam, ale trudno było mi cokolwiek skleić, bo w sumie całe wakacje byłam w trasie. W rozdziale jest przedstawiony spory okres czasu, ale teraz tak to będzie raczej wyglądać, na pewno następny rozdział. A kiedy on będzie? Nie wiem, będę się starała jak najszybciej ale nie chce nic obiecywać. Jak na razie macie XXVI. Enjoy!
PS nadal szukam osoby do nowego bloga ;) 

niedziela, 13 lipca 2014

.

Zastój,  zastój i jeszcze raz zastój. Od pewnego czasu calu czas mnie nie ma w domu i to z tego powodu są takie przerwy w rozdziałach. Musicie mi wybaczyć. Będę się starała coś dodać w niedługim czasie.
Przepraszam.

wtorek, 20 maja 2014

Rozdział XXV

'Zrozumiałem, jak bardzo egoistyczne jest szczęście. Szczęście rozkwita na uboczu, w zamknięciu, za zasłoniętymi oknami, kiedy zapominamy o innych. Szczęście zakłada, że nie chcemy widzieć świata takim, jaki jest. I pewnego wieczoru szczęście wydało mi się nie do zniesienia.'


Jeszcze chwilę rozmawialiśmy z prezesem Melcem, ja obiecałam, że prześle mu moją całą kartę leczenia a on wyśle mi konrakt i po świętach umówimy się na jego podpisanie.
Kiedy szłam w stronę trybun spotkałam prezesa Piechockiego.
- Olcia, jak ja Cię dawno nie widziałem - oznajmił i przytulił mnie - i jak udało się? Będziemy się częściej widzieć na hali?
- Będziemy, ale skąd o tym wiesz? - zapytałam.
- Aleks mi powiedział.
- Ale ja nic nie mówiłam Aleksowi - odpowiedziałam.
- Oj no dobra, szepnąłem słówko. Ale tylko małe.
- Jasne jasne, małe - powiedziałam - strasznie dziękuję.
- Drobiazg - odpowiedział z uśmiechem  i rozeszliśmy się w swoje strony.
Kiedy weszłam na trybuny, chłopaki właśnie rozciągali się po treningiu.
- Aleks! - zaczęłam krzyczeć biegnąc w jego stronę, i wszyscy spojrzeli się w moją stronę - mam gdzie grać.
- Ale że co? - zapytał patrząc się ze zdziwieniem, w sumie nie tylko on. Powiedziałam to tak głośno, że wszyscy panowie obserwowali naszą rozmowę.
- Dostałam propozycję, od Magin. - powiedziałam, po czym Aleks mnie poniósł mnie do góry i zaczął obracać wokół własnej osi 'Kocham Cię' - szepnął, a chłopaki zaczęli klaskać.

I zaczęło się, od razu po świętach. Nawet nie mieliśmy dłuższej chwili, żeby pobyć ze sobą z Alkiem. Z czego mój chłopak nie był zbytnio zadowolony.
Czekał mnie pierwszy trening. Chyba ostatni raz tak się stresowałam przed maturą. Im bliżej byłam boiska które tak dobrze znałam tym bardziej było mi nie dobrze. Powoli szłam do Pana Melca który czekał, żeby mnie przedstawić. Zaczęła się cała mowa, która ku mojej uciesze szybko dobiegła końca. Później po kolei poznałam wszystkie zawodniczki. Dużo skupienia wymagało ode mnie, żeby zapamiętać wszystkie 11 imion, ale udało się. Nie spodziewałam się, że dziewczyny i cały sztab przyjmą mnie tak ciepło. Trening był ciężki. Tzn dla mnie ciężki. Mimo to, że ostatnio ćwiczyłam coraz więcej to moja kondycja nie była taka jak powinna być. Dlatego też, potrzebowałam więcej przerw w trakcie gry. Na całe szczęście nikt się z tego powodu nie denerwował. Chyba dzisiaj miałam taryfę ulgową. Dodatkowo od razu po treningu dziewczyny chciały żebyśmy pojechały na jakąś kawę razem, ale odmówiłam im, bo czekało mnie spotkanie z fizjoterapeutą drużynowym. Dlatego też spotkanie przełożyłyśmy na wieczór.
- Uważaj, bo mamy młodego fizjoterapeute na stażu, niezłe ciacho - powiedziała Kaśka kiedy się przebierałyśmy.
- I do tego wolny - dodała Lena.
- Ale przecież Ola jest z Atanasijeviczem - wtrąciła Magda  - Może to i dobrze, więcej dla nas - dodała śmiejąc się.
 Z uśmiechem na twarzy zmierzałam w stronę pokoju fizjoterapeutów. Delikatnie zapukałam do drzwi i kiedy usłyszałam 'Proszę' weszłam do środka. Moim oczom ukazał się młody, wysoki brunet z ciemną karnacją niebieskimi oczami i delikatnym zarostem. 'Niezłe ciacho' - usłyszałam w głowie słowa Kasi po czym uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Cześć, nazywam się Michał Warski i jestem fizjoterapeutą. - oznajmił i podał mi rękę - w ramach ścisłości dopiero się uczę.
- Miło mi, Ola Winiarska - odpowiedziałam i uścisnęłam rękę.
- Sporo o Tobie słyszałem - oznajmił.
- Pewnie kłamstwa - powiedziałam uśmiechając się.
- A to zweryfikuję. Ale teraz ściągaj spodnie i kładź się.
- Tak szybko? - zapytałam.
- No cóż pierwszy raz zazwyczaj jest szybki - odpowiedział śmiejąc się.
Michał dokładnie wybadał moje kolano, a potem wymasował całą nogę. Kiedy wychodziłam zakomunikował mi, że chcąc czy nie chcąc będziemy widywać się prawie codziennie, bo musi mieć kontrolę nad moim kolanem.
Po wyjściu z hali zajrzałam na chwilę do Alka. Drzwi otworzył mi Konstantin, a kiedy weszłam do pokoju Atanasijevicza okazało się, że śpi.
- Znowu chcesz mi uciec? - zapytał kiedy chciałam wyjść z pokoju.
- Nie mam zamiaru nigdzie uciekać. - oznajmiłam i wtuliłam się w ciepłe ciało Aleksa.
- Sylwester u Mariusza. - zakomunikował.
- Nie istotne gdzie, chce go spędzić z tobą - powiedziałam i wpiłam się w jego usta.
I rzeczywiście sylwestra spędziliśmy zeszłoroczną ekipą, nawet Bartek z Natalią byli. A później? Później zaczęła się ciężka praca. Zostałam pierwszą rozgrywającą, świetnie dogadywałyśmy się z dziewczynami i co najważniejsze nasza gra z meczu na mecz stawała się coraz lepsza.
Przyszedł 13 lutego dzień którego tak bardzo nienawidziłam. Na domiar wszystkiego cała Skra była w Turcji na meczach z Ankarą.
Już od rana nie mogłam się skupić. Z trudem dojechałam do Bełchatowa. A na treningu wcale nie było lepiej. Wytłumaczyłam to bólem brzucha co poskutkowało i trener Michalak zwolnił mnie wcześniej z treningu i kazał iść do Michała.
- Co jest? - zapytał kiedy rozmasowywał mi łydki.
- Nic - odpowiedziałam krótko.
- Chyba widzę - oznajmił. Może i było coś tam widać. Z Miśkiem spędzaliśmy sporo czasu, i wiedzieliśmy o sobie z dnia na dzień coraz więcej, może dlatego to on jako jedyny zapytał co się dzieje. Próbowałam go kilka razy być i zmienić temat, ale był nieugięty. Więc co? Opowiedziałam mu wszystko od samego początku do końca. Starałam się nie płakać, ale na samą myśl o śmierci Kamila łzy same pojawiały się w moich oczach. Ale widziałam, że oczy Michała stały się smutne.
- Całkowicie cię rozumiem - powiedział krótko - 4 lata temu zginęła moja dziewczyna. Miała białaczkę. Nadal nie mogę się z tym pogodzić. Ona tak cierpiała, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Nic, kompletnie nic.
Podeszłam do niego i go przytuliłam. To był odruch. Ale on chyba tego potrzebował.
- Pojadę z Tobą na cmentarz jeżeli chcesz - powiedział kiedy się uspokoił, a ja tylko przytaknęłam głową.
I pojechaliśmy razem. Łzy spływające po mojej twarzy zlewały się z padającym deszczem. Kamienny pomnik, a na nim jego imie i nazwisko. A pod nim jego ciało. Nie mogłam tego znieść. Wydawało mi się, przez chwilę, że stoi obok mnie. Czułam jego dłoń na moim ramieniu i jego ciepły oddech na szyi. Kiedy położyłam rękę na ramieniu, nie poczułam żadnego oporu. Jego tam nie było. Gdy się odwróciłam zobaczyłam tylko Michała.
Nie chciałam wracać do domu, dlatego też Misiek odwiózł mnie do mieszkania Aleksa. Zobaczyłam kilka esemesów na wyświetlaczu mojego telefonu. Wszystkie od dziewczyn z drużyny. Domyśliły się, że to wcale nie ból brzucha i oznajmiły, że wieczorem wpadną na wino i rozwieją wszystkie moje smutki..
Z powodu niezapowiedzianej wizyty dziewczyn musiałam iść do sklepu i wyposażyć się w coś przyzwoitego do jedzenia. Zdążyłam wejść do domu i rozdzwonił się mój telefon. Liczyłam, na Aleksa, ale to był Matt. Nie rozmawialiśmy od pamiętnego incydentu z Moskwy. Wysłaliśmy sobie tylko życzenia świąteczne i noworoczne. Już na wejściu zapytał jak się czuje. Nie miałam zamiaru go oszukiwać i tak by to wyczuł. Czułam się beznadziejnie. Jako jedyny nie starał się mnie pocieszyć tylko próbował zająć mi głowę czymś innym. I udawało mu się to. Zaczął wypytywać o rodziców, o Oliwera, o moje kolano, o klub no i oczywiście czy dziewczyny są ładne za co go skarciłam w sumie nie wiem dlaczego. Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi oznajmiający przybycie dziewczyn. Podziękowałam Mattowi za telefon, bo chyba potrzebowałam z nim rozmowy. Jako jedyny wiedział jak się ze mną postępuje. W sumie po tylu latach znajomości to nic dziwnego.
Przyszła cała jedenastka. Z racji, że nie miałyśmy jutro treningu mogłyśmy posiedzieć dłużej i trochę wypić.
- Ola, jak to jest z tym Michałem? - zapytała Ania.
- To znaczy? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Bo spędzacie razem dużo czasu, do tego dzisiaj razem odjeżdżaliście spod hali - powiedziała Mania.
- Spokojnie, ja mam Alka. Michał to spoko koleś, ale zostawiam go jednej z was - oznajmiłam a one się zaśmiały.
Tego wieczora nie obeszło się bez tańczenia i bez karaoke. W sumie nic nowego z nimi. A kiedy dowiedziałyśmy się, że jutro,( a tak na prawdę dzisiaj, bo było już grubo po północy) Magda ma swoje 25 urodziny otworzyłyśmy szampana, który nas wszystkie pogrążył i szybko po wypiciu bąbelków zasnęłyśmy.
Kiedy się obudziłam, dziewczyn już nie było. Na stole w kuchni znalazłam tylko kartkę.
 "Dziękujemy za wieczór. Trzeźwiej. Jutro ciężki trening."  
Zrobiłam sobie kawę i planowałam zjeść kanapki, ale mój brzuch mówił mi, że to nie jest najlepszy pomysł dlatego zostałam przy samej kawie. Zdążyłam usiąść na kanapie i usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie się podniosłam i otworzyłam. Przed moimi oczami pojawił się ogromny bukiet róż. I jedyne co zobaczyłam to loczki osoby trzymającej kwiaty.
- A co ty tu robisz? - zapytałam.
- Dorabiam jako roznosiciel kwiatów. - oznajmił Aleks.
- A to dla kogo?
- Taki jeden zakochaniec Ci przysłał i miałem Ci przekazać, że Cię strasznie kocha - zakomunikował - a i jeszcze coś miałem przekazać - powiedział, i wpił się w moje usta.
Cały dzień spędziliśmy we dwójkę, a wieczorem poszliśmy na romantyczną kolacje, a później wylądowaliśmy w sypialni. Taki dzień był nam potrzebny. Tak naprawdę od mojego powrotu z Moskwy nie mieliśmy ani chwili dla siebie. Ten dzień uświadomił mi, że między nami nic się nie zmieniło, że potrafimy rozmawiać o wszystkim. Nadal byliśmy sobie bliscy, mimo to, że coś tam na chwilę przygasło. Zasypiając wtulona w mężczyznę, którego kocham, chciałam, żeby tak było codziennie.
No ale wszystko co dobre szybko się kończy. Zaczęła się walka o jak najlepsze miejsce w tabeli. Udało nam się dość do półfinałów. Ale trafiłyśmy na mistrzynie Polski. I nie wiem, czy myśl o tym, że są mistrzyniami nas sparaliżowała i przez pierwsze dwa mecze nie wiedziałyśmy jak grać. Dopiero w trzecim spotkaniu się ogarnęłyśmy i je wygraliśmy. I mimo silnego oporu podczas kolejnego meczu przegrałyśmy i pozostała nam walka o 3 miejsce.  Spotkania o brąz zakończyły się dopiero w piątym meczu który przegrałyśmy i na koniec sezonu byłyśmy 4 w tabeli. Z jednej strony było nam przykro, bo brąz był tak blisko, ale z drugiej cieszyłyśmy się, bo przecież to był nasz pierwszy rok w OrlenLidze. Niestety chłopaki, ze Skry nie mieli powodów do świętowania. Po przegranych spotkaniach z Resovią w playoffach, zajęli dopiero 5 miejsce. 
No ale co? Koniec sezonu skmulował się z moimi urodzinami i z tego powodu impreza odbyła się u mnie w domu. Była cała ekipa ze Skry i Magin czyli ludzie z którymi bawiłam się zawsze świetnie. Chwilę przed 23 usłyszałam dzwonek do drzwi. Domyśliłam się, że będzie to Bartek z Natalią którzy obiecywali, że przylecą. I nie myliłam się.
- Wszystkiego najlepszego – krzyknęli razem.
- Tu masz taki mały prezent od nas, a tutaj taki duży – powiedział Kurek i ręką wskazał na Andersona który ukrywał się tuż za nim.
- Sto lat Olcia – powiedział przytulając mnie i wręczył mi prezent – ślicznie wyglądasz – szepnął mi do ucha kiedy wchodziliśmy do domu.
I impreza trwała w najlepsze. Mattem od razu zajęła się Anka – druga rozgrywająca. Chodziła za nim krok w krok. Jemu to odpowiadało. A ja ich obserwowałam, w sumie sama nie wiem czemu.
- Zazdrosna? – zapytał Aleks, kładąc ręce na moich biodrach.
- Nie – odpowiedziałam natychmiast. A ty się już nie przejmuj tym piątym miejscem, w przyszłym roku to nadrobicie.
- No właśnie chyba nie – oznajmił.
- Słucham? – zapytałam odwracając się do niego.
- Chodź – powiedział i zaciągnął mnie do mojego pokoju – Mariusz chce wrócić na pozycje atakującego, a w Skrze nie ma niestety miejsca dla nas dwóch na tej pozycji, a dodatkowo dostałem dwie propozycje z zagranicznych klubów.
- A, aha..
- Ola, przepraszam. Nie chciałem tego mówić dzisiaj, to twój dzień i nie powinienem go psuć, ale to samo wyszło.
- Jak to będzie dalej?
- Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj, bawmy się – oznajmił wpijając się w moje usta.
Po tej informacji nie mogłam się bawić normalnie, dlatego też dosiadłam się do Pawła i Karola którzy zapijali smutki i przyłączyłam się. Jak się później okazało, to nie był najlepszy pomysł. Do łóżka zostałam zaniesiona przez samego Andersona, który po chwili opadł koło mnie. Byłam tak pijana, że nawet nie protestowałam, że to właśnie on a nie Alek leży obok mnie.
Silny i pulsujący ból głowy został spotęgowany kiedy rozdzwonił się mój telefon. Nie chcąc obudzić Matta, zgarnęłam telefon z podłogi i wyszłam na balkon. Wyświetlacz wskazywał, że to trener Fenez dzwoni.
- Halo?
- Olcia, jak miło cię słyszeć, nawet zachrypniętą. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem, chociaż wnioskując po twoim głosie, to wszystko możliwe. W takim razie będę się sprężał. Słuchasz mnie?
- Tak tak, jasne – potwierdziłam.
- Nie wiem czy słyszałaś, ale nie jestem już trenerem juniorek. Jestem trochę wyżej, teraz seniorki – oznajmił, a ja przed oczami miałam ten jego charakterystyczny uśmiech – i nie wiem, może zwariowałem, pewnie jest trochę za późno, ale widziałem jak sobie radzisz na boisku i  Cię mieć w reprezentacji, jakkolwiek to zabrzmi.
- Ale że tak serio serio? – zapytałam z niedowierzaniem.
- Jak najbardziej, dam Ci chwilę czasu na zastanowienie, ale tylko chwilę, bo za 1,5 tygodnia zaczynamy zgrupowanie. Liczę na to, że się zgodzisz. Masz mój numer, czekam na  twoją decyzję. A tak na marginesie wszystkiego najlepszego.
Wydawało mi się, że ta cała rozmowa to sen. Aż musiałam się uszczypnąć, a jednak nie. Mam szanse grać w reprezentacji Polski – uśmiech sam wbiegł na moje usta.
- Wszyscy już się zebrali, a ja mam dla Ciebie prezent, bo wczoraj go nie dostałaś – oznajmił Aleks stając tuż za mną i podał mi kopertę. Kiedy ją otworzyłam wyłoniły się dwa bilety na Korsykę.
- Na kiedy i na ile? – zapytałam z uśmiechem na ustach.
- Za tydzień na 12 dni, mam później zgrupowanie – powiedział ciesząc się jak małe dziecko, a mi uśmiech zniknął – co jest?
- Dostałam propozycje gry w reprezentacji. I zgrupowanie zaczyna się za 1,5 tygodnia.
- I już się zgodziłaś?
- Nie, mam dać odpowiedź.
- No to w czym problem? Pakujemy się i lecimy.
- Słucham? Alek, ale ja chciałam się zgodzić.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie chcesz spędzić ze mną czasu? To jest jedyna okazja, bo ja zaczynam zaraz sezon reprezentacyjny i skończę dopiero na koniec sierpnia.
- Czy ty sam siebie słyszysz? Ty możesz wyjechać na 3 miesiące i ja nie mam prawa mieć pretensji, a ja nie mogę spełnić swoich marzeń, bo ty masz taki kaprys? Pieprzony egoista – krzyknęłam, wyszłam z domu po czym zadzwoniłam do Ferezna.
‘Trenerze, chce grać w reprezentacji’



Jest kolejny, szybciej niż myślałam, na kolejny bedziecie musieli chyba trochę poczekać. Liczyłam, że ktoś skomentuje, czy się podoba czy nie, ale brak od was odzewu. A szkoda. Teraz w kilku rozdziałach będę zawierała większe odległości czasu. Koniec z rozdrabnianiem się.


wtorek, 6 maja 2014

Rozdział XXIV

'Tylko 40 centymetrów dzieli serce od mózgu a do zrozumienia własnych emocji - świetlne lata krętych neuronów.'


Idąc w stronę drzwi poczułam wibracje w kieszeni.
'Mam nadzieję, że go jeszcze nie ma. Przepraszam, ale będzie leczył kontuzje w Moskwie i musi gdzieś spać. Jakoś dasz radę'
Po przeczytaniu tego esemesa od razu wiedziałam kto to. 'Proszę zapraszam' powiedziałam otwierając drzwi i bez zbędnej rozmowy wróciłam do wcześniej wykonywanej czynności. Z Mattem nie komunikowaliśmy się prawie w ogole, czasami tylko zamienialiśmy zdanie jeżeli trzeba było coś kupić. Jedne co mogło nas łączyć to posiłki, bo Matt przygotowywał je dla siebie i dla mnie. Chyba stosował taktykę przez żołądek do serca ale mu się to nie udawało. Mimo to, że wiele razy miałam ochotę zjeść to co przygotował to powstrzymywałam się od tego, bo nie chciałam mieć nic wspólnego z nim, nawet jedzenia.
Któregoś dnia wymyśliłam sobie jajecznicę z cebulą na śniadanie. Niestety, największym problemem był jeden ze składników - cebula. Nigdy nie wiedziałam jak powinnam się zabrać do jej krojenia żeby nie skończyć z płaczem. Nie szło mi dobrze, wręcz przeciwnie.
- Daj - powiedział w pewnym momencie Anderson i wyciągnął mi z ręki nóż - nigdy nie byłaś w tym dobra.
- Masz, możesz się wykazać - oznajmiłam i usiadłam na blacie przyglądając się jak Amerykanin kroi.
- Proszę bardzo. Jeżeli się nie obrazisz to zjem z Tobą.
- Niech stracę, ale ty robisz.
- A Ty sprzątasz - zakomunikował i uśmiechnął się.
I to była chyba jajecznica zgody jakkolwiek to zabrzmi. W późniejszej rozmowie ustaliliśmy, że nie rozmawiamy o tym co się działo rok temu i zaczynamy wszystko od początku przynajmniej się staramy. Dużo rozmawialiśmy - jak kiedyś. Wieczorami wychodziliśmy często na spacery albo do jakiś restauracji. Nasze relacje z Mattem stawały się z dnia na dzień coraz lepsze w przeciwieństwie do tego jak było między mną, a Aleksem. Po raz kolejny w tym tygodniu zakończyłam rozmowę z moim chłopakiem ze łzami w oczach. Zwinęłam się w kulkę na łóżku i zaczęłam płakać. Bałam się strasznie, że nasz związek nie wytrzyma próby czasu, a do tego Aleks wszystko utrudniał. Mimo to, że miał ponad tydzień czasu wolnego to nie chciał przyjechać. Twierdził, że jest strasznie zmęczony, a do tego szykuje się impreza urodzinowa Jeleny którą głupio byłoby opuścić. Jasne, przecież lepiej zostać na urodzinach dziewczyny swojego przyjaciela niż przyjechać do swojej. Czułam się strasznie, nie wiedziałam, że Aleks jest w stanie zrezygnować z przyjazdu do mnie ze względu na imprezę. Po chwili poczułam, że Matt usiadł na łóżku.
- Znowu to samo? - zapytał, a ja tylko pokiwałam głową - Jeszcze tylko trochę i wracasz do niego, będzie dobrze.
- Własnie nie jestem tego pewna - odpowiedziałam siadając.
- Ej głowa do góry - powiedział wycierając kciukiem łzy z mojego policzka, a nasze twarze zaczęły się do siebie niebezpiecznie zbliżać. Na całe szczęście ocknęłam się w odpowiednim momencie i odsunęłam się.
- Jestem głodna - oznajmiłam szybko chcąc przerwać niezręczną sytuację.
- Chodź zrobię coś - zakomunikował, po czym złapał mnie za rękę i wyszliśmy do kuchni.
I rzeczywiście zrobił coś, a potem przesiedzieliśmy cały wieczór oglądając filmy i było tak jak kiedyś śmialiśmy się, rzucaliśmy się jedzeniem i potrafiliśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Musiałam przyznać, że brakowało mi Matta.
Przez kolejne 3 dni nie rozmawialiśmy z Aleksem, mimo to, że dzwonił kilka razy i nagrywał się na pocztę ja nie miałam ochoty odebrać ani oddzwonić, jeszcze w nerwach powiedziałabym coś czego bym żałowała. Dopiero kiedy Max wrócił do Moskwy, razem z Mattem zmusili mnie, żebym się odezwała.
- W końcu oddzwaniasz - usłyszałam ucieszony głos Atanasijevicza - już się bałem, że coś Ci się stało.
- Może jak by mi się coś stało, to byś przyjechał - oznajmiłam zirytowana. - Aleks, nie będę ukrywała, że się zawiodłam, ale nie chce teraz o tym mówić. Za dwa tygodnie wracam, do tego czasu przemyśl sobie, co jest dla ciebie ważne. Nie dzwoń do mnie. Odezwę się.
- Ale Ola.. - zaczął Serb ale nie pozwoliłam mu dokończyć, bo nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Atanasijeivicz uszanował to co powiedziałam i nie dzwonił do mnie. Ja dalej spędzałam dużo czasu z Mattem odrabiając to co przez rok straciliśmy, i co najważniejsze powoli wracałam do gry w siatkówkę. Aż w końcu wzięłam udział w treningu chłopaków z Dynamo. Moja kondycja pozostawiała wiele do życzenia, ale to nie było istotne. Byłam tak szczęśliwa, że nic mi nie przeszkadzało.
- Widzę, że mimo wszystko forma się trzyma - oznajmił Matt który obserwował cały trening.
- Forma się trzyma? - krzyknęłam - zaraz wypluje płuca.
- To w ramach relaksu chodź na kawę, a potem odwieziesz mnie na lotnisko - powiedział Anderson obejmując mnie ramieniem, a ja przypomniałam sobie, że już dzisiaj Amerykanin wraca do Kazania.
I spędziliśmy razem jeszcze chwilę, a później chcąc nie chcąc odwiozłam go na samolot.
- Widzimy się pewnie dopiero w czerwcu, co? - zapytałam
- Przyjadę wcześniej, obiecuje - oznajmił i przysunął się do mnie.
- Nie obiecuj, jak nie jesteś pewien - odpowiedziałam zerkając na niego.
- Ale ja jestem tego pewien - zakomunikował po czym schylił się i mnie pocałował, a ja nie zareagowałam pozwoliłam żeby on mnie całował, tak zachłannie, a ja, co najgorsza całowałam równym zaangażowaniem jak Amerykanin - Powiedziałem, że będę walczył - oznajmił  i poszedł w stronę terminala, a ja stałam wmurowana.
Jeszcze w mieszkaniu nie mogłam dojść do siebie. Co on zrobił, i po co? Nie, to chyba zastanawiało mnie najmniej. To czego nie byłam w stanie pojąć to, dlaczego nie zareagowałam? Pozwoliłam mu na to, a potem odszedł, jakby to było normalne. Moje dziwne zachowanie nie umknęło Maxowi który dobrze wiedział, że to wszystko przez Matta. 'On tak łatwo nie odpuści' - oznajmił Holt i objął mnie ramieniem.
W nocy przewracałam się z boku na bok, nie mogąc pogodzić się z tym co stało się na lotnisku. Zgarnęłam telefon z szafki i mimo to, że zegar wskazywał chwilę po czwartej napisałam esemesa do Aleksa, który nie był zbytnio rozwinięty zawierał dwa słowa 'Kocham Cię'. Mimo to, że kochałam Alka nie wiedziałam, po co to zrobiłam. Może to miało chwilowo uspokoić moje sumienie, ale chyba nie wyszło.
Rano rozpoczęłam odliczanie do powrotu do Polski. Na całe szczęście kolejne dni były tak ciężkie, że udało mi się na chwile zapomnieć o incydencie z Mattem. Aż w końcu przyszedł czas mojego wyjazdu i zaczęłam się pakować.
- Zostawiasz mnie? - zapytał Max opierając się o futrynę drzwi.
- Będziesz miał spokój w końcu - oznajmiłam uśmiechając się.
- Nie chce spokoju, polubiłem to. Codziennie obiadek zrobiony, czasami nawet kolacja, będzie mi tego brakować.
- Jedzenia będzie Ci brakować? To spadaj.
- Jedzenia też, ale Ciebie bardziej - powiedział i zamknął mnie w szczelnym uścisku.
Chwilę przed wylotem napisałam esemesa do Alka, że za 4 godziny będę w Warszawie, na co on mi odpisał, że mnie nie odbierze, bo jest zajęty, ale któryś z chłopaków będzie na mnie czekał. Jasne, bo po co odebrać dziewczynę z lotniska. Nieistotna sprawa, racja
W Warszawie powitał mnie śnieg i wszech ogólna atmosfera świąt, ale żadnego chłopaka ze Skry nie było widać. Nagle jak z podziemi wyrósł przede mną Kurek.
- Bartek? - zapytałam,a moje oczy powiększyły się do wielkości pięciozłotówek.
- We własnej osobie - oznajmił z uśmiechem - miałem być niespodzianką i chyba się udało.
- Jasne, że się udało - odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
- Jak tam? Coś się pozmieniało przez ten czas - zapytał kiedy jechaliśmy autem.
- Nie wiem, chyba trochę się pogubiłam.
- To znaczy?
Bartek był moim przyjacielem, wiedziałam, że mogę powiedzieć mu wszystko, dlatego opowiedziałam co zadziało się między mną a Mattem, łącznie z pocałunkiem.
- Przecież kochasz Aleksa - powiedział Bartek - prawda?
- Tak - odpowiedziałam szybko.
- To nie ma problemu, Matt to Matt. Powiedział, że będzie walczył, a przecież wiesz jaki on jest. - zakomunikował - nie przejmuj się, skoro jesteś pewna swoich uczuć do Aleksa to będzie dobrze.
Jasne, będzie dobrze. Jak ja nienawidziłam tego stwierdzenia.
Całą drogę do Łodzi przespałam, aż wkońcu obudził mnie Bartek oznajmiając, że właśnie dojechaliśmy. Mój dom był przystrojony lampkami jak co roku o tej porze i wyglądał cudownie. Pod drzwiami Kurek postawił moje walizki i oznajmił, że dalej nie wchodzi, ale życzy mi miłego wieczoru. Weszłam do środka, i od razu poczułam zapach palącego drewna w kominku.
- Kocham Cię, i nie mam nad czym się zastanawiać - usłyszałam przy uchu  i odwróciłam się w stronę Aleksa.
- Tęskniłam głupku - oznajmiłam po czym wspięłam się na palce i zasmakowałam ust za którymi tak tęskniłam.
- Nigdy więcej nie pozwolę, żebyś wyjechała na tak długo, rozumiesz? - zapytał a potem przenieśliśmy się do pokoju gdzie spędziliśmy resztę wieczoru.
Rano kiedy jeszcze spaliśmy z Alkiem do pokoju wpadli rodzice (którzy wrócili z wyjazdu) i rzucili się na mnie, dosłownie. Mama musiała mnie wycałować a tata wyprzytulać. Chwilę później zaczęło się zadawanie pytań, jak było? czy wszystko ok? jak Moskwa? jak się mieszkało z Maxem i jeszcze więcej. Kiedy w końcu skończyłam im odpowiadać zeszliśmy do kuchni i zaczeliśmy jeść wcześniej przygotowane śniadanie. W trakcie posiłku rozdzwonił się mój telefon.
- Witam, z tej strony Arkadiusz Melc, prezes GiP Magin Bełchatów czy rozmawiam z Panią Aleksandrą Winiarską? - zapytał mężczyzna, a ja potwierdziłam - czy moglibyśmy się spotkać?
- Ale w jakim celu? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wszystko wyjaśnię na spotkaniu.
- Dobrze - oznajmiłam - tylko gdzie?
- Mogę przyjechać do Łodzi - zakomunikować.
- Nie, nie musi Pan, około 11 będę w Bełchatowie.
- Dobrze, w takim razie do zobaczenia.
Magin Bełchatów, jest zespołem o którym zaczęto mówić w tym sezonie, bo drużyna weszła do OrlenLigi i grała bardzo dobrze, mimo to, że w swoim składzie bardzo młode zawodniczki. Co chciał ode mnie prezes tego zespołu?
Po śniadaniu pojechaliśmy z Aleksem do Bełchatowa. On poszedł do szatni, a ja zaczęłam szukać gabinetu prezesa, bo teraz w hali siedzibę miały dwa kluby. Na całe szczęście, poszukiwania nie zajęły mi zbyt dużo czasu.
- Jaka punktualna, to coraz mniej spotykane u młodych ludzi - oznajmił dość wysoki brunet w średnim wieku - proszę usiąść.
- To jaka jest ta sprawa? - zapytałam.
- Widzę, że od razu przechodzimy do konkretów - powiedział uśmiechając się - dowiedziałem się, że właśnie zakończyła Pani...
- Proszę do mnie mówić po imieniu, bo czuje się niezręcznie - wtrąciłam sie.
- Dobrze, tak wiec słyszałem, że skończyłaś leczenie. I pewnie przydałoby ci się jakieś miejsce do grania, a akurat nasz klub potrzebuje rozgrywającej, bo tydzień temu dowiedzieliśmy się, że nasze obydwie rozgrywające są w ciąży. Jedną rozgrywającą już mamy ale nie jest do końca pewna i potrzebujemy drugiej. Tak więc mówiąc krótko chcielibyśmy podpisać z Tobą umowę.
- A ja jestem pewna? Nie boi się Pan? Nie grałam ponad rok - powiedziałam.
- Tego się nie zapomina - oznajmił - a poza tym kiedy grałaś byłaś świetna, miejmy nadzieje, że niedługo wrócisz do formy i będzie tak jak rok temu.
- Nie wiem co mam powiedzieć.
- Powiedz czy się zgadzasz, nasi fizjoterapeuci po zapoznaniu się z tym co miałaś robione w Moskwie dostosują dla ciebie plan treningowy. To jak?
- Tak.
- Co tak?
- Tak, zgadzam się.
- To witamy w drużynie Magin Bełchatów - oznajmił z uśmiechem na ustach, po czym wstał i podał mi rękę.


Rozdział był rodzony w bólach ale jest. I pojawił się Matt na którego tak czekaliście ;)
Jak czytacie to zostawcie po sobie jakiś znak, nawet kropkę.
Wolicie historie z happyendem czy sad?
Maturzyści trzymam kciuki! 

piątek, 28 marca 2014

Rozdział XXIII

"Opiekuńczość mężczyzny wyzwala we mnie wielkie wzruszenie, które bardzo łatwo zamienia się w zauroczenie. Nie daj Boże odda mi on swój sweter, czapkę na uszy naciągnie, dłonie w dłoni ogrzeje! Nie daj Boże się zatroska, czy aby jadłam śniadanie, albo się bólem głowy zatrwoży! O, wtedy przepadłam!" - Anna Janko



Teraz czekała mnie droga do mieszkania załatwionego przez Kurka. Podałam taksówkarzowi kartkę z adresem i po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Powoli zaczęłam iść ciągnąc za sobą dwie walizki. Doszłam do windy i czekała mnie kolejna niespodzianka tego dnia. Na drzwiach wisiała kartka z napisem w języku rosyjskim. Nic nie zrozumiałam, ale wywnioskowałam, że muszę iść na 8 piętro pieszo. Po wciągnięciu walizek na drugie piętro stwierdziłam, że się poddaje i zaniosę torbę, a później wrócę się po resztę.
Bartek mi powiedział, że ktoś będzie na mnie czekał w mieszkaniu żeby dać mi klucze, dlatego też zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Kiedy nikt mi nie otwierał wykonałam czynność ponownie. W końcu się otworzyły a przed moimi oczami pojawił się chłopak owinięty w pasie ręcznikiem.
- Przepraszam, musiałam pomylić mieszkania - powiedziałam po angielsku i zaczęłam powoli schodzić po schodach.
- Czekaj - krzyknął chłopak, a ja się odwróciłam - to Ty jesteś Ola?
- Em. Tak.
- To nie pomyliłaś mieszkań - oznajmił i gestem ręki zaprosił mnie do środka.
- Nie do końca rozumiem - powiedziałam - Bartek powiedział mi, że załatwił mi mieszkanie.
- No tak - przytaknął chłopak.
- To co Ty tu robisz? - zapytałam.
- Mieszkam - oznajmił szybko - masz mieszkanie i mnie w komplecie.
- To żart?
- Słuchaj - zaczął siadając na przeciwko mnie - jestem siatkarzem. Nawet się nie przedstawiłem. Maxwell Holt - powiedział zawstydzony i podał mi rękę - Ale wracając do tematu. Bartek zadzwonił do mnie i powiedział, że szuka dla Ciebie mieszkania na 4 miesiące. Nie mogłem nic znaleźć i pomyślałem sobie, że mnie tak na prawdę bardzo często nie ma w mieszkaniu i zaproponowałem mu, że możesz u mnie się zatrzymać na ten czas. Wiedział, że się nie zgodzisz, dlatego postawił Cię przed faktem dokonanym. Nawet nie odczujesz, że tu jestem.
- Nie wiem czy Ty wiesz na co się piszesz - oznajmiłam śmiejąc się.
- Jakoś damy radę. A Ty tylko z jedną torbą? - zapytał.
W tym momencie sobie przypomniałam, że przecież moje dwie walizki czekają na mnie na drugim piętrze, szybko zbiegliśmy po nie. Na szczęście stały całe i zdrowe.
Jak się okazało Max wiedział o mnie zdecydowanie więcej niż ja o nim. Przecież był kolegą Matta, jak mogłam o tym zapomnieć.
- Liczyłem, że wam się uda - powiedział w pewnym momencie.
- To było dość dziwne - odpowiedziałam - poza tym ma dziewczynę.
- Miał - oznajmił - rozstali się od razu po jego powrocie z Polski.
Po tych słowach wmurowało mnie. To po co przed wylotem mówił mi o dziewczynie skoro od razu po przylocie do Rosji z nią zerwał? Może chciał mi coś jeszcze powiedzieć? Te i jeszcze tysiąc innych pytań zaprzątało moją głowę kiedy leżałam na łóżku. Ale czemu mam się zamęczać tym skoro byłam teraz szczęśliwa z Aleksem, którego chyba ściągnęłam myślami, bo właśnie do mnie dzwonił.
Kiedy obudziłam się rano, Maxa nie było już w mieszkaniu. Na stole leżała kartka:
"Błagam zrób jakieś zakupy, bo inaczej będziemy jedli papier". Zabawne - pomyślałam, no ale nie zostało mi nic innego jak ubrać się i iść do jakiegoś sklepu. Podczas zakupów, porozumiewanie się na migi opanowałam do perfekcji, ponieważ pani nie rozumiała nic po angielsku. Ale na całe szczęście udało się i do mieszkania wróciłam obładowana torbami. Drzwi były otwarte co oznaczało, że albo Max wrócił z treningu, albo, że nie zamknęłam drzwi.
- Ola, to Ty? - usłyszałam głos Holta, czyli jednak wrócił z treningu.
- Tak - odpowiedziałam i puściłam torby na podłogę.
- Trzeba było powiedzieć to bym ci pomógł to wnieść - oznajmił Amerykanin, no tak winda nadal nie działała.
- Jak miałam Ci powiedzieć? - zapytałam zerkając na niego.
- No tak, racja - przytaknął.
Po rozpakowaniu zakupów przypomniało mi się, że w końcu przyjechałam tutaj, żeby się leczyć a nie robić zakupy. Dlatego też, chwilę później Max zawiózł mnie do szpitala gdzie od razu zostałam skierowana do pokoju jakiegoś lekarza.
- Pani Aleksandra? - zapytał mnie w języku angielskim mężczyzna kiedy weszłam do gabinetu.
- Tak - odpowiedziałam zdenerwowana.
- Jestem John McKibben, i będę się Panią zajmował - oznajmi i gestem ręki wskazał na krzesło - wraz z innymi lekarzami przygotowaliśmy cały plan dotyczący twojego całego leczenia.
- To od czego zaczniemy? - zapytałam.
- Chcemy Pani zrobić wszystkie niezbędne pytania - odpowiedział - najlepiej dzisiaj, zaraz.
- Dobrze - powiedziałam, a po chwili przypomniałam sobie o Maxie który czekał na mnie przed gabinetem - tylko potrzebuję chwilę.
- Panie doktorze - usłyszałam za plecami - chyba jeden z siatkarzy na Pana czeka.
- Oczywiście, już idę - odpowiedział pielęgniarce i zwrócił się do mnie - to za 10 minut zaczynamy.
Lekarz przepuścił mnie w drzwiach i ruszyłam w stronę Holta powiedzieć mu o wszystkim.
- Max - powiedziałam równocześnie z doktorem i zmierzyliśmy się wzrokiem.
- To wy się znacie? - zapytaliśmy ponownie razem i wybuchnęliśmy śmiechem.
Oczywiście na początku zostaliśmy zapytani czy przypadkiem nie jesteśmy razem, ale kiedy Max powiedział, że to ja jestem 'tą' Olą od Matta już nie pytał o więcej. Jak się okazało doktor John, a w sumie John był lekarzem reprezentacji USA i stąd się znali z chłopakami. A to skąd wiedział o mnie i co oznaczało, że jestem 'tą' Olą od Matta to wiedzieli tylko oni. Wytłumaczyłam Holtowi, że będę miała teraz badania i, że wrócę sama do domu, lecz on stanowczo zaprotestował i powiedział, za trzy godziny będzie wracał z treningu to mnie odbierze.
W ciągu 2.5h przeszłam wszystkie możliwe badania. Rozpoczynając od badania krwii, a kończąc na spirometrii. Czułam się zmęczona, i chciałam jak najszybciej trafić do mieszkania, wykąpać się i iść spać. Na całe szczęście nie musiałam czekać na Maxa, bo już był. Szybko dotarliśmy do mieszkania i od razu wskoczyłam do łazienki.
- No wychodzisz czy nie? - Holt dobijał się do drzwi.
- Już idę - odpowiedziałam.
Jak się okazało Amerykanin czekał na mnie z kolacją. Gotował zdecydowanie lepiej niż mój chłopak, jak się okazało, wszystkiego nauczył się od Andersona kiedy mieszkali razem. No tak, rzeczywiście, ten smak był znajomy.
Kolejne dni mijały tak samo. Mieszkanie->Szpital->Mieszkanie. Jednak teraz miałam zostać na trzy dni w szpitalu, bo chcieli zrobić operacje kolana, która miała je wzmocnić. Strasznie się denerwowałam, ale w głowie cały czas powtarzałam słowa Aleksa które powiedział mi przed wyjazdem 'Nic nie tracisz, a możesz zyskać'.
Kiedy zaczynałam powoli kontaktować po narkozie poczułam, że ktoś trzyma mnie za rękę i kciukiem gładzi wierzch mojej dłoni.
- Czy ja umarłam i jestem w piekle? - zapytałam kiedy zobaczyłam Maxa
- Ej wypraszam sobie, byłbym idealnym aniołem! - oznajmił Holt i dumnie wypiął pierś.
- Polemizowałabym - odpowiedziałam, a Amerykanin zaczął mnie łaskotać.
W szpitalu spędziłam jeszcze dwa dni, Max był u mnie tak często jak się tylko dało, mimo to, że wcale nie musiał (pewnie Kurek go prosił). Mimo to, ze znałam go niedługi czas to spędzanie z nim czasu sprawiało mi coraz większą przyjemność.
Na całe szczęście mój pobyt w szpitalu dobiegał końca i mogłam wracać do mieszkania. Niestety byłam całkowicie zależna od Holta który jak na złość się spóźniał. Siedziałam na szpitalnym łóżku i co chwilę zerkałam na zegarek na ścianie, w końcu rozległo się pukanie, a po chwili w drzwiach stanął nie kto inny jak Matt Anderson.
- Gotowa? - zapytał.
- Ale że co? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Zbieraj się - rzucił szybko - Maxowi przedłużył się trening.
Po drodze do auta przypomniało mi się, że przecież wczoraj Moskwa grała z Zenitem, więc pominęłam pytanie skąd Matt się tutaj wziął. Rozmowa w samochodzie wcale się nie kleiła, ale droga ze szpitala do mieszkania nie zajmowała więcej niż 5 minut, więc nie musiałam dalej się męczyć z tą niezręczną ciszą.
- Ok, dziękuję. Dalej trafie sama - powiedziałam kiedy Anderson wysiadł razem ze mną.
- Możesz mieć problem - odpowiedział.
- Jaki znowu problem? - zapytałam zirytowana.
- Winda nie działa - oznajmił.
Cholera! Wszystko było dzisiaj przeciwko mnie. Pierwsze dwa piętra dzielnie walczyłam wchodząc o kulach, ale w oczach Matta widziałam zniecierpliwienie. Dlatego też, w trakcie wchodzenia na 3 piętro przerzucił mnie przez ramię i zaczął mnie nieść.
- Przytyłaś - oznajmił kiedy już prawie byliśmy na miejscu.
- Spadaj - rzuciłam i wbiłam mu palec między żebra po czym on zaczął się śmiać a ja razem z nim, aż nagle zobaczyłam Aleksa.
- To ja możenie będą wam przeszkadzać - oznajmił Serb po czym szybko zbiegł po schodach.
- Alek! - krzyknęłam - Alek do cholery.
- Jak kocha to wróci - powiedział Matt stojący tuż obok mnie.
- Zamknij się już, dobrze? - zapytałam retorycznie - Ty to wszystko umiesz spieprzyć.
- Ale Ola..
- Idź już - zaproponowałam.
I po chwili zostałam sama przed drzwiami mieszkania, a ten dzień zapowiadał się tak dobrze. Próbowałam dodzwonić się do Aleksa kilka razy ale nie odbierał. Z jednej strony nie rozumiałam o co mu chodziło, przecież tylko się śmialiśmy, ale z drugiej, dobrze wiedział co czułam do Matta. Kiedy zadzwoniłam do Konstantina poinformował mnie, że nie ma pojęcia co zrobiłam Alkowi, ale on nie ma ochoty ze mną rozmawiać. Przez tą pieprzoną nogę nawet nie mogłam się ruszyć z mieszkania, żeby pojechać do hotelu i sobie z nim wszystko wyjaśnić. Wysłałam Serbowi jeszcze kilka esemesów, ale nie odpisał. W końcu do mieszkania wrócił Holt.
- Dobrze, że jesteś -powiedziałam kiedy zobaczyłam Amerykanina.
- Mogłbym powiedzieć to samo - oznajmił smutny i usiadł obok mnie - słyszałem, że miałaś trochę nieudaną niespodziankę pod drzwiami.
- Widzę, że szybko się rozeszło - odpowiedziałam - a Tobie co się stało?
- W sumie to nic - powiedział wzruszając ramionami - moja dziewczyna mnie zdradziła, rozstaliśmy się, a tak to nic specjalnego.
- Do dupy z takim życiem - oznajmiłam i wtuliłam się w Holta a on gładził mnie po plecach. Było mi go strasznie szkoda. Jak jakaś dziewczyna mogła zostawić tak fajnego chłopaka. Widziałam, że strasznie to przeżywa w środku, ale nie chce tego pokazywać. Potem długo rozmawialiśmy, i w końcu Holt zasnął z głową na moich kolanach, a ja nie chcąc go budzić zdecydowałam się spać w pozycji siedzącej.
Rano ustaliliśmy plan działania dla mnie. Miałam jechać na halę razem z Maxem przed meczem i porozmawiać z Atanasijeviczem jeżeli będzie miał ochotę oczywiście. Winda nadal nie działała więc z mieszkania do auta dostałam się na plecach Maxa. Przed drzwiami moskiewskiej hali rozstaliśmy się. Max poszedł do szatni, a ja planowałam wdrapać się na trybuny i czekać na Aleksa.
- Wiedziałem że przyjdziesz nas dopingować - powiedział Kłos kiedy mnie zobaczył.
- A skąd wiesz, że akurat Was? - zapytałam.
- Max Cię już przekupił? No ładnie..
- Lepiej powiedz mi gdzie jest Aleks - oznajmiłam, a Karol wskazał mi ręką na szatnie i już chwilę później pukałam do drzwi pomieszczenia w którym miał być mój chłopak. Nikt nie odpowiadał dlatego nacisnęłam na klamkę i weszłam do środka. Atanasijevicz rzeczywiście tam był, siedział z słuchawkami na uszach.
- Cześć - powiedziałam, a on wyłączył muzykę - chciałam pogadać.
- Trochę mi przeszkadzasz - oznajmił chłodno.
- A to przepraszam, byłoby mi niezmiernie miło gdybyś znalazł kilka minut po meczu - zakomunikowałam zirytowana i wyszłam z szatni. Po chwili usłyszałam otwierające się drzwi.
- Poczekaj - krzyknął w moją strone Aleks i dobiegł do mnie - jestem pajacem, prawda?
- Przez grzeczność nie zaprzeczę - powiedziałam - Kocham Cię idioto strasznie, a Ty mi sceny zazdrości urządzasz i nie pozwalasz sobie nic wytłumaczyć. Myślałam, że w sprawie Matta wszystko sobie wyjaśniliśmy.
- Wiem, przepraszam - oznajmił - Sam nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Ja też nie - odpowiedziałam i uderzyłam Aleksa kulą w brzuch - należało Ci się.
- Po meczu się rozliczymy - zakomunikował i pocałował mnie w czoło.
Na to całe rozliczenie musiałam czekać dobre trzy godziny, bo mecz rozstrzygnął się dopiero w złotym secie który wygrała Skra.
Wieczór zaczęliśmy od kolacji, w jednej z fajniejszych restauracji w Moskwie, a potem szybko przenieśliśmy się do mieszkania, w końcu mieliśmy co nadrabiać. Długo opowiadałam Aleksowi, jak to wszystko tutaj wygląda, ale wiedziałam, że loczkowi wcale nie to było w głowie. Przez całą moją wypowiedz jeździł palcem po moim udzie, a kiedy skończyłam zaczął mnie całować.
- Z moją nogą może być trochę trudno - oznajmiłam Atanasijeviczowi kiedy rozpinał mój pasek od spodni.
- Dla chcącego nic trudnego - oznajmił i zaniósł mnie do sypialni.
Zdarzyliśmy zjeść śniadanie, a nawet nie do końca i już musieliśmy się zbierać, bo samolot odlatywał chwilę po 10. Na lotnisku miałam ochotę wsiąść razem z nimi i wrócić do domu. Brakowało mi tutaj wszystkich. Ze łzami w oczach wróciłam do mieszkania i chciałam zacząć się pakować i jak najszybciej być w domu. Powstrzymał mnie Max który powiedział żebym go nie zostawiała tutaj samego. I nie zostawiłam. Ale 2 tygodnie później to on mnie zostawił, bo Zenit miał mecze w tak różnych miejscach, że do Moskwy wrócą dopiero za 12 dni. Pierwsze dwa dni dłużyły mi się strasznie. A trzeciego dnia zjawił się gość.

Ciężko, bo ciężko ale jest.
Czyta to ktoś? Zostawcie jakiś znak, że jesteście ;) 

sobota, 22 marca 2014

Wybaczcie, ale mam zastój i brak jakiejkolwiek motywacji. Pisanie mi idzie strasznie ciężko, ale myślę, że na początku kwietnia powinno się coś pojawić.

piątek, 21 lutego 2014

Rodział XXII

'Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z tobą walczą. Później wygrywasz.' - Mahatma Gandhi



Ze względu na to, że w maju miałam sporo czasu razem z Dagą, Olim i Nacią jeździliśmy do Spały. Daga z Oliwierem żeby spotkać się z Miśkiem, Natalia z Bartkiem, a ja najczęściej robiłam po prostu za kierowce, bo obydwie nie lubiły jeździć samochodem w przeciwieństwie do mnie. I jeżdżąc w tą i z powrotem minął mi maj. Mimo to, że z Aleksem rozmawiałam codziennie, to  coraz bardziej brakowało mi tych jego ucieszonych oczu, a mieliśmy się zobaczyć dopiero za 1.5 miesiąca.
Czerwiec był jedną wielką gonitwą, siatkarzom zaczynała się Liga Światowa, a mi sesja, tak więc musiałam to jakoś pogodzić. W tym roku grupa nie była zbyt trudna, no poza zespołem USA z którym mieliśmy zagrać drugi mecz następnego dnia w Łódzkiej Atlas Arenie. Jadąc tym razem na mecz nie obawiałam się tak jak podczas spotkania Skry z Zenitem w maju. W hali byłyśmy dobre 40 minut przed meczem więc kibiców było jeszcze mało, ale siatkarze już się rozgrzewali. Od razu rzucił mi się w oczy Matt który uśmiechnął się do mnie, a ja go nie zignorowałam odwzajemniłam uśmiech, chociaż sama nie wiem czemu i usiadłam na krzesełku obok mojej przyjaciółki.  Meczy był zacięty, no ale czego tu się spodziewać po dwóch takich zespołach. Polacy pierwszy mecz ze Stanami Zjednoczonymi wygrali dość gładko 3:1 ale tym razem to USA okazało się być tym lepszym zespołem. Kiedy chłopaki już skończyli rozdawać autografy poszłyśmy z Natalią do nich. Kurek nie grał dzisiaj zbyt dobrze przez co był na siebie strasznie zły, próbowałam go jakoś pocieszyć, ale niestety dzisiaj mi się to nie udawało. Dopiero kiedy odeszli z Natalią na bok porozmawiać, zobaczyłam, że na jego jeszcze chwilę temu rozzłoszczoną twarz wkrada się uśmiech.
- Zakochańce - usłyszałam przy uchu znajomy głos.
- Jak widać niektórym to po prostu było pisane - odpowiedziałam odwracając się w stronę Matta, a on tylko spuścił głowę w dół. - Gratuluje wygranej, walczyłeś jak prawdziwy lew. - powiedziałam chcąc jakoś rozluźnić niezręczną sytuację.
- Jeżeli mi na czymś zależy to o to walczę z całych sił, i o Ciebie też walczył - powiedział z tym swoim uśmiechem, pocałował mnie w policzek i odszedł.
Po tych słowach moje oczy powiększyły się pięciokrotnie i przez dłuższą chwilę stałam w miejscu.
- Widzę, że się z Mattem dogadujecie - 'ocknęła' mnie Natalia.
-  No nie za bardzo, to znaczy tak.. - powiedziałam poprawiając się, nie chciałam jej mówić o tym co przed chwilą usłyszałam od  Andersona.

Sesje zaliczyłam prawie bez problemów, no prawie. Ale to nie było istotne. Najważniejsze dla mnie 10-tego lipca było to, że już wieczorem zobaczę się z moim chłopakiem. O 15 byłam z rodzicami na lotnisku w Warszawie, a chwilę po 18 stałam z uśmiechem na ustach na lotnisku w Belgradzie.  Przebiłam się przez tłum ludzi i odebrałam swoją walizkę. Kiedy zjeżdżałam po schodach zobaczyłam osobnika o charakterystycznych loczkach, który w ręku trzymał tabliczkę 'Czekam na swoją dziewczynę'.
- Aleks - krzyknęłam puszczając walizkę i pobiegłam w jego kierunku. On natychmiast mnie podniósł i obrócił wokół własnej osi, a ja zatopiłam się w jego ustach których przez ten czas mi tak bardzo brakowało.
Kiedy już opanowaliśmy swoje emocje pojechaliśmy do domu Nevena i Leny w którym aktualnie Aleks mieszkał. Po oprowadzeniu mnie po włościach, zaczęłam iść w stronę kuchni, ale zatrzymał mnie Atanasijevicz chcący wiedzieć co planuje, kiedy oznajmiłam mu, że jestem głodna, kazał mi się iść wykąpać, a on obiecał, że zajmie się wszystkim. Aleks i zrobienie czegoś do zjedzenia? Ciekawie. No ale, nie pozostało mi nic innego jak wziąć prysznic. Kiedy już 'odświeżona' wyszłam z łazienki, poczułam cudowny zapach jakiejś pieczeni. Serb już na mnie czekał, kazał mi zamknąć oczy, po czym zaprowadził mnie do kuchni i posadził na krześle. Kiedy w końcu mogłam je otworzyć zobaczyłam nakryty stół a na nim, kilka potraw.
- Nawet nie słyszałam kiedy catering przyjechał - powiedziałam, kiedy jadłam sałatkę.
- Jaki catering - odpowiedział szybko Aleks.
- No to kto to wszystko przygotował? - zapytałam, a on wskazał palcami na siebie. Jakie było moje zdziwienie, kiedy mi to zakomunikował. Jeszcze kilka miesięcy temu był w stanie przypalić wodę na herbatę a teraz jem pysznego kurczaka którego jak mówi przyrządził sam.
Kiedy zjedliśmy kolację, padłam obżarta na na dywan w pokoju i przyglądałam się jak Alek rozpala w kominku. Po chwili usiadł za mną i podał mi wino.
- Chcesz mnie upić i wykorzystać - powiedziałam kiedy po raz kolejny uzupełniał mój kieliszek.
- Od razu wykorzystać, no może trochę - odpowiedział muskając mnie ustami po szyi.
Czułam, że napięcie między nami staje się coraz większe, w końcu nasze ciała były siebie spragnione. Nie mogłam dużej tego kontrolować. Odwróciłam się do Serba i zaczęłam go całować. Ręce Atanasijevicza krążyły po moim całym ciele, aż do momentu gdy zostałam w samej bieliźnie. Chciałam być jak najbliżej Serba, moje podniecenie stawało się coraz większe, ale on nie był mi dłużny. Widziałam te jego charakterystyczne iskierki w oczach. W końcu zostaliśmy bez bielizny i Aleks wszedł we mnie a ja czułam się spełniona będąc tak blisko z nim. Nasze ciała nie mogły nad sobą zapanować, prawie w jednym momencie osiągnęliśmy szczyt rozkoszy. Opadłam obok Alka i palcem ścierałam kropelki potu będące na jego torsie. A on pocałował mnie w czoło i przykrył swoją bluzą.
Obudził mnie dźwięk zamykanych drzwi, otworzyłam oczy i zobaczyłam Nevena i Lenę którzy bacznie się nam przyglądali.
- Chyba za wcześnie przyjechaliśmy - powiedział starszy Atanasijevicz, podciągnęłam koc pod samą szyję.
- Macie 10 minut, a my zrobimy śniadanie - oznajmiła Lena

- Jak tam gotowi na wieczór? - zapytał Neven przy kiedy jedliśmy
- Na wieczór? - zapytałam.
- Zapomniałem! - krzyknął Aleks uderzając się płaską ręką w czoło - wieczorem robimy kolacje, z okazji 30-stej rocznicy ślubu rodziców.
- To miłe z waszej strony - oznajmiłam z uśmiechem.
- Ale będzie cała rodzina - poinformował mnie loczek drapiąc się po włosach.
- A.. Aha.
Kolejny mały szczegół który umknął mojemu chłopakowi. No cóż chyba czas zacząć się przyzwyczajać. Przygotowania poszły dość dobrze, ja zajęłam się częścią dekoracyjną, Lena mieszała w garnkach, a panowie nadzorowali pracą. W końcu przyszedł czas aby zająć się sobą. Kiedy byłam już wykąpana i umalowana uświadomiłam sobie, że nie mam w co się ubrać. Nie zabrałam ze sobą nic co mogłabym założyć na uroczystą rodzinną kolacje. Na całe szczęście przyszła pani Atanasijevicz mnie poratowała czarną sukienką. Jako jedyna była dobra jeżeli chodzi o długość, bo we wszystkich innych kiedy się schyliłam było mi widać pół tyłka, co panom bardzo odpowiadało. Mieliśmy jeszcze 20 minut, do przyjścia pierwszych gości, a ja zaczęłam czuć ścisk w żołądku.
- Denerwujesz się - powiedział Aleks łapiąc mnie za ręce.
- Nie - skłamałam.
- Przecież widzę - oznajmił - obiecuję, że nikt cię nie zje. Najgorsze masz już za sobą, mówię tu o Nevenie, jeżeli jego do siebie przekonałaś to z resztą nie będziesz miała problemu.
- A rodzice? - zapytałam.
- Tata będzie tobą zachwycony, a mama - zatrzymał się na chwilę - dasz sobie z nią radę.
W końcu zaczęli wszyscy przychodzić. Alek miał rację, na prawdę byli bardzo mili. Ale mój stres nadal był ze mną, bo państwo Atanasijeviczowie mieli dopiero przyjechać.
Jak ja sobie wyobrażałam spotkanie z rodzicami mojego chłopaka? Nie wyobrażałam sobie. Nie myślałam, że taka chwila przyjdzie tak szybko, aż tu nagle do domu wchodzi brunetka z kręconymi włosami, i wysoki szatyn o niezwykłych brązowych oczach a mi żołądek podchodzi do gardła co zauważa Aleks i łapie mnie za rękę. Zaczynają się życzenia od całej rodziny i w końcu przychodzi pora na mnie i Loczka.
- Mamo, tato, to jest Ola - oznajmił Serb wskazując ręką na mnie, a ja widzę jak jego matka lustruje mnie spojrzeniem, a ojciec ciepło uśmiecha się do mnie.
- Nico, bardzo nam miło - oznajmił najstarszy z Atanasijeviczów i podał mi rękę.
-  Ana - zakomunikowała mama Alka i robiła to samo co jej małżonek, tylko, że z dużo większym dystansem. Kiedy skończyła się ta cała szopka poszliśmy do kuchni i zaczeliśmy podawać jedzenie.
- Widzisz, wcale nie było tak źle - zakomunikował Aleks podając mi talerz.
- Tak, w cale- oznajmiłam bez przekonania.
Goście bawili się świetnie tańcząc, chyba jubilaci również. Jedna z ciotek poprosiła mnie o herbatę więc posłusznie poszłam ją zrobić, w kuchni spotykałam Ane. A tak bardzo chciałam uniknąć konfrontacji z nią.
- Czyli to ty jesteś wybranką serca naszego syna - zaczęła rozmowę kiedy szukałam czystego kubka.
- Jakoś tak wyszło - odpowiedziałam i zapadła cisza.
- Obiecaj mi, że go nie zranisz - powiedziała po chwili - on wiele przeszedł ostatnio.
- Wiem, ja też - oznajmiłam i nasza rozmowa się skończyła.
Resztę wieczoru spędziłam ku mojemu zdziwieniu z tatą Aleksa który był świetnym tancerzem.

Rano obudził mnie dźwięk ekspresu do kawy. Prawie jak w domu - pomyślałam po czym ruszyłam w stronę kuchni. Tam spotkałam mamę Alka robiącą śniadanie.
- Może pomogę? - zapytałam a ona uśmiechnęła się co potraktowałam jako zgodę.
Kiedy wszystko było gotowe usiadłyśmy na sofie z kubkami kawy i Ana zaczęła się tłumaczyć ze wczorajszego zachowania. Opowiedziała mi, jak to było kiedy Aleks rozstał się z Mariną i jak ciężko było mu się z tym pogodzić. W sumie, zaczynałam ją rozumieć. Jak każda matka chciała chronić swoje dziecko. Kończąc rozmowę przytuliła mnie, a ja stwierdziłam, że mama mojego chłopaka jest na prawdę spoko babką.

Niestety przez kolejne dni mojego pobytu w Serbii Aleks już nie miał tyle czasu, bo w końcu przygotowywali się do Finału Ligi Światowej, który miał się odbyć w Belgradzie. Dlatego też większość czasu spędziłam z państwem Atanasijevicz którzy dokładnie pokazywali mi zakątki stolicy Serbii, a kiedy turniej finałowy się zaczął chodziłam na wszystkie mecze. Wraz ze skończoną Ligą Światową skończył się mój pobyt w Belgradzie. Ja musiałam wracać do Polski pozałatwiać rzeczy związane z moim wyjazdem do Rosji, a Alek miał przed sobą jeszcze dwa turnieje. Ciężko było nam się rozstawać(znowu) z myślą, że zobaczymy się pod koniec sierpnia, ale jakoś to zleci.
Z lotniska odebrała mnie cała rodzina Winiarskich, których miny wskazywały, że coś jest nie tak. Nie pomyliłam się. Kiedy dotarliśmy do Łodzi Misiek oznajmił mi, że dostał propozycje od Fakielu na którą się zgodził, tak więc od września będzie grał w Rosji. Po tej informacji poczułam się jakby cały świat sobie ze mnie zażartował. Na początku informacja o wyjeździe Bartka i Natalii, teraz Misiek. Ktoś jeszcze?
- Postanowiliśmy z Dagmarą, ze zostaną z Oliwierem w Polsce - powiedział mój brat kiedy przyszedł do mojego pokoju - nie chcemy zmieniać Oliwierowi środowiska.
- Chociaż jedna dobra decyzja - odpowiedziałam - Misiek nie chce, żebyś wyjeżdżał.
- Są samoloty - oznajmił i poczochrał mnie po głowie - poza tym, Ty też we wrześniu będziesz w Rosji, tak więc, może nawet Cię odwiedzę.
- Zaszczyt - podsumowałam i uśmiechnęłam się do brata.

Wrzesień się zaczął, a wraz z nim moje obawy co do wyjazdu. Nie potrafiłam ich tłumić w sobie więc o wszystkim mówiłam Alkowi który był ze mną prawie cały czas.
- To tylko 4 miesiące - powiedział kiedy staliśmy na lotnisku - nic nie tracisz, a możesz zyskać.
- Wiem - przytaknęłam i opuściłam głowę w dół.
- Obiecuję, że będę przyjeżdżał tak często jak tylko będę mógł  - zarzekał się.
- Lepiej skup się na meczach, a nie - oznajmiłam i sprzedałam mu sójkę w bok.
- To da się pogodzić - zakomunikował.
- Mam nadzieję- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Kocham Cię, i będę czekał na Ciebie - oznajmił i przytulił mnie do siebie.

'Za 10 minut będziemy lądować' usłyszałam z głośników na pokładzie samolotu. Moskwa powitała mnie deszczem. 'Idealnie się zapowiada' pomyślałam i ruszyłam z bagażami w stronę wyjścia.


Mamy kolejny. Mam tyle pomysłów w głowie, ale muszę dać im jeszcze trochę czasu zanim przeleję to na papier. Być może jest dla was na razie nudne, ale obiecuje jeżeli moje pomysły po przejściu na papier będą tak samo dobre jak w mojej głowie, to będzie się działo. Oj będzie. A jak na razie zostawiam wam to co powstawało dość długo.
PRZYPOMINAM! Poszukuje osoby do pisania bloga.


piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział XXI

'Ból po stracie jest tak silny, jak silna była więź.' - Julian Barnes


Planowaliśmy wyjechać wcześnie rano. Jednak kiedy się obudziłam mój telefon wskazywał godzinę 11.30 i 2 nieodebrane połączenia od Kurka. Po cichu wstałam, wyszłam na balkon i oddzwoniłam Bartka.
- Olcia, co robicie dzisiaj? - zapytał -  Wszyscy powyjeżdżali, a my z Natalią siedzimy sami.
- Teoretycznie to jesteśmy w drodze na mazury, a praktycznie to jeszcze w łóżkach. - oznajmiłam.
- To może wpadniecie do nas, a nie będziecie jechać.
- Nie no, marzy mi się o mazurach już od dawna, ale może wy pojedziecie z nami?
- I co będziemy wam przeszkadzać w romantycznym wyjeździe? - zapytał śmiejąc się.
- Nie gadaj, tylko rusz Natalię żeby zaczęła się pakować i wyjeżdżamy za półtorej godziny - powiedziałam.
Kurek nawet nie protestował, tylko musiał się jeszcze z Natalią jeszcze uporać, bo pewnie będzie miała tysiąc powodów żeby nie jechać. No ale jego w tym głowa. Ja miałam trudniejsze zadanie przed sobą. Obudzić Aleksa, a było to podwójnie trudne, bo wczoraj wieczorem raczył się jeszcze z moim tatą nalewkami. Obudzenie Serba zajęło mi dobre 15 minut, ale udało się. Powiedzmy. Powiedziałam, mu, że idę zrobić śniadanie, a on ma 10 minut na ogarniecie się. W kuchni spotkałam mamę.
- Jak Alek się czuje? - zapytała od razu kiedy mnie zobaczyła.
- Właśnie idzie to się przekonasz - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach, widząc Atanasijevicza którego loczki były jeszcze bardziej pokręcone niż zawsze, a grymas twarzy wskazywał na ból głowy.
- Mogę coś do picia? - zapytał po cichu co mnie i mamę rozbawiło.
Zjedliśmy śniadanie, tzn ja zjadłam a Aleks wypił wodę, zapakowaliśmy auto i ruszyliśmy w stronę domu Natalii. Chwilę później byliśmy już w komplecie. Bartek usiadł z przodu i robił za mojego nawigatora, a moja przyjaciółka i Alek spali z tyłu. Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się na jednej ze stacji benzynowej, żeby napić się kawy i rozprostować kości. Kiedy my z Kurkiem robiliśmy rundkę dookoła stacji nasze drugie połówki nadal spały, więc my mieliśmy czas żeby sobie porozmawiać o 'naszych' sprawach.
- Wyjeżdżamy do Włoch - wypalił w pewnym momencie Bartek
- Że co? - zapytałam przy okazji parząc się gorącą cieczą w język.
- Dostałem propozycje z jednego z klubów i chcę spróbować, a Nacia dostała w tym samym mieście staż - oznajmił.
- No ale jak to? A co ze Skra? - zapytałam po raz kolejny.
- Wszystko jest uzgodnione, prezes powiedział, że jeżeli wrócę do Polski to oni będą na mnie czekać. Bełchatów to mój drugi dom. Wiesz o co mi chodzi? Włochy to idealne miejsce żeby się rozwinąć, i myślę, że to jest ostatni moment żeby wyjechać za granicę. Planujemy z Natalią ślub, potem może dziecko, nie chce im później fundować wycieczek po całym świecie.
- A ja tak się cieszyłam, że mam was tak blisko - powiedziałam robiąc usta w podkówkę.
Rozumiałam Bartka. Też bym chciała, żeby Aleks zakończył zmiany klubów kiedy będziemy mieli dziecko. To była mądra decyzja z jego strony. Dam sobie jakoś radę bez nich, w końcu jest XXIw i mamy samoloty.
Po ponad 5 godzinach dotarliśmy i zobaczyłam widok w którym zakochałam się mając pięć lat - promienie słońca odbijające się w tafli jeziora.
Na całe szczęście rodzice już byli na łódce w tym sezonie więc nie trzeba było jej wyciągać z przechowalni gdzie lądowała na całą zimę. Tak więc jedyne co musieliśmy zrobić to wrzucić nasze rzeczy na łódkę i odpoczywać. Tego dnia nie chcieliśmy już wypływać, bo było dość późno i zamiast iść gdzieś do miasta na obiad postanowiłyśmy z Natalią, że zrobimy coś same.
- Boże Ola, to Ty? - usłyszałam znajomy głos kiedy szłam do sklepu. Automatycznie odwróciłam się i zobaczyłam Jagodę. Poznałyśmy się właśnie tutaj kiedy miałyśmy po 8 lat. Przyjeżdżając na mazury z rodzicami poznałyśmy wiele osób w naszym wieku lub trochę starszych z którymi stworzyliśmy 'ekipę'. W komplecie spotykaliśmy się tylko w wakacje, mieliśmy już z góry ustalony termin i przez 3 lata przyjeżdżałam razem z Bartkiem, Natalią i Kamilem regularnie, ale po śmierci Kamila przestałam i tak na prawdę nie miałam pojęcia czy oni dalej się spotykają.
- Jagoda! - krzyknęłam i rzuciłam się na dziewczynę - co ty tu robisz?
- Mogłabym zapytać o to samo - odpowiedziała z uśmiechem - odpoczywamy sobie z Szymonem przed sesją.
- Z Szymonem? - zapytałam.
- No tak, w sumie to zaręczyliśmy się niedawno. - oznajmiła a ja zaczęłam się śmiać.
Kiedy jeszcze byliśmy dziećmi Jagoda wręcz nienawidziła się z Szymonem,  później trochę się miedzy nimi pozmieniało, ale nigdy nie pomyślałabym, że mogą być razem, a tu taka niespodzianka.
- Przepraszam - powiedziałam, kiedy opanowałam swój śmiech - ale wiesz dlaczego tak zareagowałam.
- Wiem wiem - odpowiedziała - może spotkamy się wieczorem, tak dawno Cię nie widziałam?
- Jestem za - oznajmiłam - Bartek i Natalia się na pewno ucieszą.
- To oni też tu są? - zapytała rozradowana, na co ja tylko pokiwałam potwierdzająco głową - to widzimy się o 20 tam gdzie zawsze.
Kiedy wróciłam na łódkę moi towarzysze wylegiwali się na dziobie korzystając z ostatnich promieni dzisiejszego dnia. Zdążyłam powiedzieć Natalii i Kurkowi o tym, że umówiłam się a, w sumie nas na kolacje z Jagodą i Szymonem i zaczęły się pytania. Ale, że z tą Jagodą i Szymonem? A gdzie ich spotkałaś? A to oni są razem? I jeszcze wiele innych, a i na sam koniec odezwał się Aleks, który kompletnie nie wiedział o kim mówimy. Gdy w końcu limit pytań został wyczerpany mogłam iść z Natalią zrobić coś na obiad.
Chwilę po 20 szliśmy w stronę dobrze znajomego mi baru. Najbardziej obawiałam się o Alka czy nie będzie się czuł źle kiedy głównie będziemy rozmawiać po Polsku, mimo to, że większość słów był w stanie zrozumieć. Ale było wręcz przeciwnie. Atanasijevicz już na samym początku pokazał co umie witając się z naszymi znajomymi słowami :‘Cześć, jestem Aleks i jestem chłopakiem Oli’. To było jedno z dwóch zdań po Polsku które miał opanowane do perfekcji, drugim było ‘Dzień dobry, poproszę 2 bułki i jajka’. Serb bardzo wczuł się w całą naszą rozmowę i nawet czasami próbował co nieco sklecić po polsku z czego byłam bardzo dumna. Wieczór minął nam naprawdę szybko.
- Ola a powiedz mi co u Kamila. – zapytał Szymon kiedy się już zbieraliśmy. Gdy wspomniał jego imię oczy wszystkich wylądowały na mnie. Widziałam jak Jagoda szturcha pod stołem swojego narzeczonego.
- Kamil – zaczęłam – Kamil nie żyje od 3 lat.
Oczy Szymka powiększyły się do wielkości pięciozłotówek. Wydawało mi się, że wszyscy z jego znajomych wiedzieli o tym co się stało. Jednak nie. Szymon przeprosił mnie, ale ja chyba się wyłączyłam. Mój mózg ogarnął się dopiero przy łódce dokładnie wtedy gdy potrząsnął mną Bartek -dosłownie.
- Ola, Aleks o niczym nie wie? – zapytał Bartek, na co ja pokiwałam twierdząco głową – to może powinien się dowiedzieć. On nie ma pojęcia dlaczego tak zareagowałaś.
Kurek chyba miał racje. Byliśmy już razem trochę i myślę, że powinien się o tym dowiedzieć. Zawołałam Aleksa i poszliśmy się przejść. Przez długa cześć drogi milczeliśmy.
- Kamil – zaczęłam w końcu – był moim chłopakiem. Znaliśmy się tak naprawdę od dziecka. Wieczorem, dzień przed walentynkami stwierdził, że znalazł jakiś prezent dla mnie w Poznaniu i, że musi po niego jechać mimo to, że było późno. Nie chciał jechać następnego dnia, bo grałam mecz i chciał być ze mną. I pojechał. Będąc już niedaleko Łodzi miał wypadek. Kierowca tira jadący przeciwnym pasem zasnął i wjechał wprost na samochód Kamila. Został przewieziony do szpitala w stanie krytycznym. Moja mama była na dyżurze i to ona go operowała. Operacja trwała ponad 4 godziny i mimo tak licznych obrażeń starali się utrzymać go przy  życiu. Siedziałam przy nim cały czas i liczyłam na to, że wszystko będzie dobrze. Wyszłam dosłownie na kilka minut z jego sali. Kiedy wróciłam trwała właśnie reanimacja. Moja mama wraz z anestezjologiem ponad 20 minut walczyła o to żeby jego serce zaczęło pracować, ale się nie udało. Zmarł 14 lutego. Byłam trzy miesiące przed maturą. Nie chciałam żyć, przez pewien czas wydawało mi się, że nie potrafię funkcjonować bez niego. I pojawił się Matt, mimo tego co zadziało się ostatnio miedzy nami zawdzięczam mu wiele. Gdyby nie on, nie wiem czy bym podeszła do matury, nie wiem czy bym żyła.
Mnie zrobiło się lżej, że w końcu mu o tym opowiedziałam, a on nic nie powiedział, pewnie nie wiedział nawet co. Podszedł do mnie i zamknął mnie w szczelnym schronieniu z jego ramion.

Kolejne dwa dni spędziliśmy na aktywnym pływaniu po jeziorach. Chciałam jak najlepiej wykorzystać czas przed wyjazdem Aleksa, i pokazać mu to co najpiękniejsze w mazurach. Jeden dzień pływaliśmy jeszcze z Szymonem i Jagodą, ale ich czas zaplanowany na wypoczynek się skończył i wrócili do Warszawy, obiecując nam, że przyjadą do Łodzi zaprosić nas osobiście na swoje wesele.
No ale, nasz czas też się powoli kończył i nim się obejrzałam byliśmy z powrotem w Łodzi. Zdążyłam tylko wrzucić swoje rzeczy do prania, chwilę porozmawiać z rodzicami i ruszyłam razem z Aleksem do Bełchatowa, bo on musiał się spakować i sprzątnąć mieszkanie, a ja oczywiście musiałam mu w tym pomóc.
Kiedy uporaliśmy się z tym całym bałaganem mieliśmy czas dla siebie. Męczona zaległam na kanapie a chwilę później wskoczył na mnie Aleks przyprawiając mnie tym o wytrzeszcz oczu.
- Może trochę delikatniej – powiedziałam łapiąc powietrze.
- Przecież ty nie lubisz delikatnie – zaśmiał się Serb i rękami zaczął zmierzać w stronę mojego rozporka.
- A Ty nie masz mnie dość po tych kilku dniach 24 godziny na dobę? – zapytałam zatrzymując jego ręce na moim brzuchu.
- Musze się nacieszyć przed wyjazdem – oznajmił muskając mnie ustami po szyi, po czym wziął mnie na ręce i przeniósł do sypialni. Po drodze pozbawił mnie części garderoby, ale ja też mu nie byłam dłużna nim się obejrzał stał przede mną w samych bokserkach. Po chwili nasze języki toczyły bój, a ja dotykałam całe jego ciało.
- Masz zimne ręce – rzucił Aleks patrząc na mnie z wyrzutem.
- Zimne ręce, dobra w łóżku – odpowiedziałam śmiejąc się i wróciłam do wykonywanej przed chwilą czynności.

Rano obudził mnie Aleks jedzący palcem po mojej szyi. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam wielkie roześmiane oczy. Chyba będzie mi ich trochę brakować przez te dwa miesiące, nawet trochę bardzo. Planowaliśmy leżeć w łóżku, aż do momentu kiedy trzeba będzie się zbierać do drogi, jednak mój brzuch twierdził zupełnie co innego i po niedługiej chwili musieliśmy wstać i coś zjeść. Przygotowanie śniadania, a dokładnie zrobienie czegoś z niczego zajęło nam tak dużo czasu, że zdążyliśmy zjeść i się ubrać i musieliśmy jechać na lotnisko. Po drodze zajrzeliśmy jeszcze do moich rodziców, bo Aleks jako kulturalny ‘przyszły zięć’ chciał się pożegnać.
Drogę do Warszawy chciałam jak najbardziej przedłużać, ale jednak się nie dało. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w samochodzie, jednak musieliśmy się zebrać i wejść na lotnisko. Do odlotu zostało jeszcze niecałe 15 minut więc najwyższa pora żeby się pożegnać.
- Tylko bez żadnego smucenia mi się tutaj – powiedział Aleks  – jeszcze zawsze możesz lecieć ze mną.
- Już ustaliliśmy, że w lipcu się widzimy.
- No dobrze, liczyłem, że może jednak decyzje zmieniłaś – oznajmił rozczarowany Serb.
- Dawaj jeszcze buziaka i spadaj – powiedziałam kiedy usłyszałam, że do odlotu zostało 10 minut.
- Dobrze, spadam – zakomunikował oburzony, i zaczął iść.
- Czekaj, czekaj – krzyknęłam – jeszcze buziak – oznajmiłam, po czym wspięłam się na palce, pocałowałam go i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Kocham Cię! – krzyknął Serb po polsku kiedy odwróciłam się w jego stronę.



Mamy już XXI rozdział, napisany szybko. Nawet bardzo, nie wiem czy się wam spodoba no ale to się okażę. W najbliższym czasie będzie mi ciężko coś napisać, bo za dwa dni kończę ferie, i już zazdroszczę tym którzy je dopiero zaczynają ;)