wtorek, 20 maja 2014

Rozdział XXV

'Zrozumiałem, jak bardzo egoistyczne jest szczęście. Szczęście rozkwita na uboczu, w zamknięciu, za zasłoniętymi oknami, kiedy zapominamy o innych. Szczęście zakłada, że nie chcemy widzieć świata takim, jaki jest. I pewnego wieczoru szczęście wydało mi się nie do zniesienia.'


Jeszcze chwilę rozmawialiśmy z prezesem Melcem, ja obiecałam, że prześle mu moją całą kartę leczenia a on wyśle mi konrakt i po świętach umówimy się na jego podpisanie.
Kiedy szłam w stronę trybun spotkałam prezesa Piechockiego.
- Olcia, jak ja Cię dawno nie widziałem - oznajmił i przytulił mnie - i jak udało się? Będziemy się częściej widzieć na hali?
- Będziemy, ale skąd o tym wiesz? - zapytałam.
- Aleks mi powiedział.
- Ale ja nic nie mówiłam Aleksowi - odpowiedziałam.
- Oj no dobra, szepnąłem słówko. Ale tylko małe.
- Jasne jasne, małe - powiedziałam - strasznie dziękuję.
- Drobiazg - odpowiedział z uśmiechem  i rozeszliśmy się w swoje strony.
Kiedy weszłam na trybuny, chłopaki właśnie rozciągali się po treningiu.
- Aleks! - zaczęłam krzyczeć biegnąc w jego stronę, i wszyscy spojrzeli się w moją stronę - mam gdzie grać.
- Ale że co? - zapytał patrząc się ze zdziwieniem, w sumie nie tylko on. Powiedziałam to tak głośno, że wszyscy panowie obserwowali naszą rozmowę.
- Dostałam propozycję, od Magin. - powiedziałam, po czym Aleks mnie poniósł mnie do góry i zaczął obracać wokół własnej osi 'Kocham Cię' - szepnął, a chłopaki zaczęli klaskać.

I zaczęło się, od razu po świętach. Nawet nie mieliśmy dłuższej chwili, żeby pobyć ze sobą z Alkiem. Z czego mój chłopak nie był zbytnio zadowolony.
Czekał mnie pierwszy trening. Chyba ostatni raz tak się stresowałam przed maturą. Im bliżej byłam boiska które tak dobrze znałam tym bardziej było mi nie dobrze. Powoli szłam do Pana Melca który czekał, żeby mnie przedstawić. Zaczęła się cała mowa, która ku mojej uciesze szybko dobiegła końca. Później po kolei poznałam wszystkie zawodniczki. Dużo skupienia wymagało ode mnie, żeby zapamiętać wszystkie 11 imion, ale udało się. Nie spodziewałam się, że dziewczyny i cały sztab przyjmą mnie tak ciepło. Trening był ciężki. Tzn dla mnie ciężki. Mimo to, że ostatnio ćwiczyłam coraz więcej to moja kondycja nie była taka jak powinna być. Dlatego też, potrzebowałam więcej przerw w trakcie gry. Na całe szczęście nikt się z tego powodu nie denerwował. Chyba dzisiaj miałam taryfę ulgową. Dodatkowo od razu po treningu dziewczyny chciały żebyśmy pojechały na jakąś kawę razem, ale odmówiłam im, bo czekało mnie spotkanie z fizjoterapeutą drużynowym. Dlatego też spotkanie przełożyłyśmy na wieczór.
- Uważaj, bo mamy młodego fizjoterapeute na stażu, niezłe ciacho - powiedziała Kaśka kiedy się przebierałyśmy.
- I do tego wolny - dodała Lena.
- Ale przecież Ola jest z Atanasijeviczem - wtrąciła Magda  - Może to i dobrze, więcej dla nas - dodała śmiejąc się.
 Z uśmiechem na twarzy zmierzałam w stronę pokoju fizjoterapeutów. Delikatnie zapukałam do drzwi i kiedy usłyszałam 'Proszę' weszłam do środka. Moim oczom ukazał się młody, wysoki brunet z ciemną karnacją niebieskimi oczami i delikatnym zarostem. 'Niezłe ciacho' - usłyszałam w głowie słowa Kasi po czym uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Cześć, nazywam się Michał Warski i jestem fizjoterapeutą. - oznajmił i podał mi rękę - w ramach ścisłości dopiero się uczę.
- Miło mi, Ola Winiarska - odpowiedziałam i uścisnęłam rękę.
- Sporo o Tobie słyszałem - oznajmił.
- Pewnie kłamstwa - powiedziałam uśmiechając się.
- A to zweryfikuję. Ale teraz ściągaj spodnie i kładź się.
- Tak szybko? - zapytałam.
- No cóż pierwszy raz zazwyczaj jest szybki - odpowiedział śmiejąc się.
Michał dokładnie wybadał moje kolano, a potem wymasował całą nogę. Kiedy wychodziłam zakomunikował mi, że chcąc czy nie chcąc będziemy widywać się prawie codziennie, bo musi mieć kontrolę nad moim kolanem.
Po wyjściu z hali zajrzałam na chwilę do Alka. Drzwi otworzył mi Konstantin, a kiedy weszłam do pokoju Atanasijevicza okazało się, że śpi.
- Znowu chcesz mi uciec? - zapytał kiedy chciałam wyjść z pokoju.
- Nie mam zamiaru nigdzie uciekać. - oznajmiłam i wtuliłam się w ciepłe ciało Aleksa.
- Sylwester u Mariusza. - zakomunikował.
- Nie istotne gdzie, chce go spędzić z tobą - powiedziałam i wpiłam się w jego usta.
I rzeczywiście sylwestra spędziliśmy zeszłoroczną ekipą, nawet Bartek z Natalią byli. A później? Później zaczęła się ciężka praca. Zostałam pierwszą rozgrywającą, świetnie dogadywałyśmy się z dziewczynami i co najważniejsze nasza gra z meczu na mecz stawała się coraz lepsza.
Przyszedł 13 lutego dzień którego tak bardzo nienawidziłam. Na domiar wszystkiego cała Skra była w Turcji na meczach z Ankarą.
Już od rana nie mogłam się skupić. Z trudem dojechałam do Bełchatowa. A na treningu wcale nie było lepiej. Wytłumaczyłam to bólem brzucha co poskutkowało i trener Michalak zwolnił mnie wcześniej z treningu i kazał iść do Michała.
- Co jest? - zapytał kiedy rozmasowywał mi łydki.
- Nic - odpowiedziałam krótko.
- Chyba widzę - oznajmił. Może i było coś tam widać. Z Miśkiem spędzaliśmy sporo czasu, i wiedzieliśmy o sobie z dnia na dzień coraz więcej, może dlatego to on jako jedyny zapytał co się dzieje. Próbowałam go kilka razy być i zmienić temat, ale był nieugięty. Więc co? Opowiedziałam mu wszystko od samego początku do końca. Starałam się nie płakać, ale na samą myśl o śmierci Kamila łzy same pojawiały się w moich oczach. Ale widziałam, że oczy Michała stały się smutne.
- Całkowicie cię rozumiem - powiedział krótko - 4 lata temu zginęła moja dziewczyna. Miała białaczkę. Nadal nie mogę się z tym pogodzić. Ona tak cierpiała, a ja nie mogłem nic z tym zrobić. Nic, kompletnie nic.
Podeszłam do niego i go przytuliłam. To był odruch. Ale on chyba tego potrzebował.
- Pojadę z Tobą na cmentarz jeżeli chcesz - powiedział kiedy się uspokoił, a ja tylko przytaknęłam głową.
I pojechaliśmy razem. Łzy spływające po mojej twarzy zlewały się z padającym deszczem. Kamienny pomnik, a na nim jego imie i nazwisko. A pod nim jego ciało. Nie mogłam tego znieść. Wydawało mi się, przez chwilę, że stoi obok mnie. Czułam jego dłoń na moim ramieniu i jego ciepły oddech na szyi. Kiedy położyłam rękę na ramieniu, nie poczułam żadnego oporu. Jego tam nie było. Gdy się odwróciłam zobaczyłam tylko Michała.
Nie chciałam wracać do domu, dlatego też Misiek odwiózł mnie do mieszkania Aleksa. Zobaczyłam kilka esemesów na wyświetlaczu mojego telefonu. Wszystkie od dziewczyn z drużyny. Domyśliły się, że to wcale nie ból brzucha i oznajmiły, że wieczorem wpadną na wino i rozwieją wszystkie moje smutki..
Z powodu niezapowiedzianej wizyty dziewczyn musiałam iść do sklepu i wyposażyć się w coś przyzwoitego do jedzenia. Zdążyłam wejść do domu i rozdzwonił się mój telefon. Liczyłam, na Aleksa, ale to był Matt. Nie rozmawialiśmy od pamiętnego incydentu z Moskwy. Wysłaliśmy sobie tylko życzenia świąteczne i noworoczne. Już na wejściu zapytał jak się czuje. Nie miałam zamiaru go oszukiwać i tak by to wyczuł. Czułam się beznadziejnie. Jako jedyny nie starał się mnie pocieszyć tylko próbował zająć mi głowę czymś innym. I udawało mu się to. Zaczął wypytywać o rodziców, o Oliwera, o moje kolano, o klub no i oczywiście czy dziewczyny są ładne za co go skarciłam w sumie nie wiem dlaczego. Naszą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi oznajmiający przybycie dziewczyn. Podziękowałam Mattowi za telefon, bo chyba potrzebowałam z nim rozmowy. Jako jedyny wiedział jak się ze mną postępuje. W sumie po tylu latach znajomości to nic dziwnego.
Przyszła cała jedenastka. Z racji, że nie miałyśmy jutro treningu mogłyśmy posiedzieć dłużej i trochę wypić.
- Ola, jak to jest z tym Michałem? - zapytała Ania.
- To znaczy? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Bo spędzacie razem dużo czasu, do tego dzisiaj razem odjeżdżaliście spod hali - powiedziała Mania.
- Spokojnie, ja mam Alka. Michał to spoko koleś, ale zostawiam go jednej z was - oznajmiłam a one się zaśmiały.
Tego wieczora nie obeszło się bez tańczenia i bez karaoke. W sumie nic nowego z nimi. A kiedy dowiedziałyśmy się, że jutro,( a tak na prawdę dzisiaj, bo było już grubo po północy) Magda ma swoje 25 urodziny otworzyłyśmy szampana, który nas wszystkie pogrążył i szybko po wypiciu bąbelków zasnęłyśmy.
Kiedy się obudziłam, dziewczyn już nie było. Na stole w kuchni znalazłam tylko kartkę.
 "Dziękujemy za wieczór. Trzeźwiej. Jutro ciężki trening."  
Zrobiłam sobie kawę i planowałam zjeść kanapki, ale mój brzuch mówił mi, że to nie jest najlepszy pomysł dlatego zostałam przy samej kawie. Zdążyłam usiąść na kanapie i usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie się podniosłam i otworzyłam. Przed moimi oczami pojawił się ogromny bukiet róż. I jedyne co zobaczyłam to loczki osoby trzymającej kwiaty.
- A co ty tu robisz? - zapytałam.
- Dorabiam jako roznosiciel kwiatów. - oznajmił Aleks.
- A to dla kogo?
- Taki jeden zakochaniec Ci przysłał i miałem Ci przekazać, że Cię strasznie kocha - zakomunikował - a i jeszcze coś miałem przekazać - powiedział, i wpił się w moje usta.
Cały dzień spędziliśmy we dwójkę, a wieczorem poszliśmy na romantyczną kolacje, a później wylądowaliśmy w sypialni. Taki dzień był nam potrzebny. Tak naprawdę od mojego powrotu z Moskwy nie mieliśmy ani chwili dla siebie. Ten dzień uświadomił mi, że między nami nic się nie zmieniło, że potrafimy rozmawiać o wszystkim. Nadal byliśmy sobie bliscy, mimo to, że coś tam na chwilę przygasło. Zasypiając wtulona w mężczyznę, którego kocham, chciałam, żeby tak było codziennie.
No ale wszystko co dobre szybko się kończy. Zaczęła się walka o jak najlepsze miejsce w tabeli. Udało nam się dość do półfinałów. Ale trafiłyśmy na mistrzynie Polski. I nie wiem, czy myśl o tym, że są mistrzyniami nas sparaliżowała i przez pierwsze dwa mecze nie wiedziałyśmy jak grać. Dopiero w trzecim spotkaniu się ogarnęłyśmy i je wygraliśmy. I mimo silnego oporu podczas kolejnego meczu przegrałyśmy i pozostała nam walka o 3 miejsce.  Spotkania o brąz zakończyły się dopiero w piątym meczu który przegrałyśmy i na koniec sezonu byłyśmy 4 w tabeli. Z jednej strony było nam przykro, bo brąz był tak blisko, ale z drugiej cieszyłyśmy się, bo przecież to był nasz pierwszy rok w OrlenLidze. Niestety chłopaki, ze Skry nie mieli powodów do świętowania. Po przegranych spotkaniach z Resovią w playoffach, zajęli dopiero 5 miejsce. 
No ale co? Koniec sezonu skmulował się z moimi urodzinami i z tego powodu impreza odbyła się u mnie w domu. Była cała ekipa ze Skry i Magin czyli ludzie z którymi bawiłam się zawsze świetnie. Chwilę przed 23 usłyszałam dzwonek do drzwi. Domyśliłam się, że będzie to Bartek z Natalią którzy obiecywali, że przylecą. I nie myliłam się.
- Wszystkiego najlepszego – krzyknęli razem.
- Tu masz taki mały prezent od nas, a tutaj taki duży – powiedział Kurek i ręką wskazał na Andersona który ukrywał się tuż za nim.
- Sto lat Olcia – powiedział przytulając mnie i wręczył mi prezent – ślicznie wyglądasz – szepnął mi do ucha kiedy wchodziliśmy do domu.
I impreza trwała w najlepsze. Mattem od razu zajęła się Anka – druga rozgrywająca. Chodziła za nim krok w krok. Jemu to odpowiadało. A ja ich obserwowałam, w sumie sama nie wiem czemu.
- Zazdrosna? – zapytał Aleks, kładąc ręce na moich biodrach.
- Nie – odpowiedziałam natychmiast. A ty się już nie przejmuj tym piątym miejscem, w przyszłym roku to nadrobicie.
- No właśnie chyba nie – oznajmił.
- Słucham? – zapytałam odwracając się do niego.
- Chodź – powiedział i zaciągnął mnie do mojego pokoju – Mariusz chce wrócić na pozycje atakującego, a w Skrze nie ma niestety miejsca dla nas dwóch na tej pozycji, a dodatkowo dostałem dwie propozycje z zagranicznych klubów.
- A, aha..
- Ola, przepraszam. Nie chciałem tego mówić dzisiaj, to twój dzień i nie powinienem go psuć, ale to samo wyszło.
- Jak to będzie dalej?
- Nie rozmawiajmy o tym dzisiaj, bawmy się – oznajmił wpijając się w moje usta.
Po tej informacji nie mogłam się bawić normalnie, dlatego też dosiadłam się do Pawła i Karola którzy zapijali smutki i przyłączyłam się. Jak się później okazało, to nie był najlepszy pomysł. Do łóżka zostałam zaniesiona przez samego Andersona, który po chwili opadł koło mnie. Byłam tak pijana, że nawet nie protestowałam, że to właśnie on a nie Alek leży obok mnie.
Silny i pulsujący ból głowy został spotęgowany kiedy rozdzwonił się mój telefon. Nie chcąc obudzić Matta, zgarnęłam telefon z podłogi i wyszłam na balkon. Wyświetlacz wskazywał, że to trener Fenez dzwoni.
- Halo?
- Olcia, jak miło cię słyszeć, nawet zachrypniętą. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem, chociaż wnioskując po twoim głosie, to wszystko możliwe. W takim razie będę się sprężał. Słuchasz mnie?
- Tak tak, jasne – potwierdziłam.
- Nie wiem czy słyszałaś, ale nie jestem już trenerem juniorek. Jestem trochę wyżej, teraz seniorki – oznajmił, a ja przed oczami miałam ten jego charakterystyczny uśmiech – i nie wiem, może zwariowałem, pewnie jest trochę za późno, ale widziałem jak sobie radzisz na boisku i  Cię mieć w reprezentacji, jakkolwiek to zabrzmi.
- Ale że tak serio serio? – zapytałam z niedowierzaniem.
- Jak najbardziej, dam Ci chwilę czasu na zastanowienie, ale tylko chwilę, bo za 1,5 tygodnia zaczynamy zgrupowanie. Liczę na to, że się zgodzisz. Masz mój numer, czekam na  twoją decyzję. A tak na marginesie wszystkiego najlepszego.
Wydawało mi się, że ta cała rozmowa to sen. Aż musiałam się uszczypnąć, a jednak nie. Mam szanse grać w reprezentacji Polski – uśmiech sam wbiegł na moje usta.
- Wszyscy już się zebrali, a ja mam dla Ciebie prezent, bo wczoraj go nie dostałaś – oznajmił Aleks stając tuż za mną i podał mi kopertę. Kiedy ją otworzyłam wyłoniły się dwa bilety na Korsykę.
- Na kiedy i na ile? – zapytałam z uśmiechem na ustach.
- Za tydzień na 12 dni, mam później zgrupowanie – powiedział ciesząc się jak małe dziecko, a mi uśmiech zniknął – co jest?
- Dostałam propozycje gry w reprezentacji. I zgrupowanie zaczyna się za 1,5 tygodnia.
- I już się zgodziłaś?
- Nie, mam dać odpowiedź.
- No to w czym problem? Pakujemy się i lecimy.
- Słucham? Alek, ale ja chciałam się zgodzić.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie chcesz spędzić ze mną czasu? To jest jedyna okazja, bo ja zaczynam zaraz sezon reprezentacyjny i skończę dopiero na koniec sierpnia.
- Czy ty sam siebie słyszysz? Ty możesz wyjechać na 3 miesiące i ja nie mam prawa mieć pretensji, a ja nie mogę spełnić swoich marzeń, bo ty masz taki kaprys? Pieprzony egoista – krzyknęłam, wyszłam z domu po czym zadzwoniłam do Ferezna.
‘Trenerze, chce grać w reprezentacji’



Jest kolejny, szybciej niż myślałam, na kolejny bedziecie musieli chyba trochę poczekać. Liczyłam, że ktoś skomentuje, czy się podoba czy nie, ale brak od was odzewu. A szkoda. Teraz w kilku rozdziałach będę zawierała większe odległości czasu. Koniec z rozdrabnianiem się.


wtorek, 6 maja 2014

Rozdział XXIV

'Tylko 40 centymetrów dzieli serce od mózgu a do zrozumienia własnych emocji - świetlne lata krętych neuronów.'


Idąc w stronę drzwi poczułam wibracje w kieszeni.
'Mam nadzieję, że go jeszcze nie ma. Przepraszam, ale będzie leczył kontuzje w Moskwie i musi gdzieś spać. Jakoś dasz radę'
Po przeczytaniu tego esemesa od razu wiedziałam kto to. 'Proszę zapraszam' powiedziałam otwierając drzwi i bez zbędnej rozmowy wróciłam do wcześniej wykonywanej czynności. Z Mattem nie komunikowaliśmy się prawie w ogole, czasami tylko zamienialiśmy zdanie jeżeli trzeba było coś kupić. Jedne co mogło nas łączyć to posiłki, bo Matt przygotowywał je dla siebie i dla mnie. Chyba stosował taktykę przez żołądek do serca ale mu się to nie udawało. Mimo to, że wiele razy miałam ochotę zjeść to co przygotował to powstrzymywałam się od tego, bo nie chciałam mieć nic wspólnego z nim, nawet jedzenia.
Któregoś dnia wymyśliłam sobie jajecznicę z cebulą na śniadanie. Niestety, największym problemem był jeden ze składników - cebula. Nigdy nie wiedziałam jak powinnam się zabrać do jej krojenia żeby nie skończyć z płaczem. Nie szło mi dobrze, wręcz przeciwnie.
- Daj - powiedział w pewnym momencie Anderson i wyciągnął mi z ręki nóż - nigdy nie byłaś w tym dobra.
- Masz, możesz się wykazać - oznajmiłam i usiadłam na blacie przyglądając się jak Amerykanin kroi.
- Proszę bardzo. Jeżeli się nie obrazisz to zjem z Tobą.
- Niech stracę, ale ty robisz.
- A Ty sprzątasz - zakomunikował i uśmiechnął się.
I to była chyba jajecznica zgody jakkolwiek to zabrzmi. W późniejszej rozmowie ustaliliśmy, że nie rozmawiamy o tym co się działo rok temu i zaczynamy wszystko od początku przynajmniej się staramy. Dużo rozmawialiśmy - jak kiedyś. Wieczorami wychodziliśmy często na spacery albo do jakiś restauracji. Nasze relacje z Mattem stawały się z dnia na dzień coraz lepsze w przeciwieństwie do tego jak było między mną, a Aleksem. Po raz kolejny w tym tygodniu zakończyłam rozmowę z moim chłopakiem ze łzami w oczach. Zwinęłam się w kulkę na łóżku i zaczęłam płakać. Bałam się strasznie, że nasz związek nie wytrzyma próby czasu, a do tego Aleks wszystko utrudniał. Mimo to, że miał ponad tydzień czasu wolnego to nie chciał przyjechać. Twierdził, że jest strasznie zmęczony, a do tego szykuje się impreza urodzinowa Jeleny którą głupio byłoby opuścić. Jasne, przecież lepiej zostać na urodzinach dziewczyny swojego przyjaciela niż przyjechać do swojej. Czułam się strasznie, nie wiedziałam, że Aleks jest w stanie zrezygnować z przyjazdu do mnie ze względu na imprezę. Po chwili poczułam, że Matt usiadł na łóżku.
- Znowu to samo? - zapytał, a ja tylko pokiwałam głową - Jeszcze tylko trochę i wracasz do niego, będzie dobrze.
- Własnie nie jestem tego pewna - odpowiedziałam siadając.
- Ej głowa do góry - powiedział wycierając kciukiem łzy z mojego policzka, a nasze twarze zaczęły się do siebie niebezpiecznie zbliżać. Na całe szczęście ocknęłam się w odpowiednim momencie i odsunęłam się.
- Jestem głodna - oznajmiłam szybko chcąc przerwać niezręczną sytuację.
- Chodź zrobię coś - zakomunikował, po czym złapał mnie za rękę i wyszliśmy do kuchni.
I rzeczywiście zrobił coś, a potem przesiedzieliśmy cały wieczór oglądając filmy i było tak jak kiedyś śmialiśmy się, rzucaliśmy się jedzeniem i potrafiliśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Musiałam przyznać, że brakowało mi Matta.
Przez kolejne 3 dni nie rozmawialiśmy z Aleksem, mimo to, że dzwonił kilka razy i nagrywał się na pocztę ja nie miałam ochoty odebrać ani oddzwonić, jeszcze w nerwach powiedziałabym coś czego bym żałowała. Dopiero kiedy Max wrócił do Moskwy, razem z Mattem zmusili mnie, żebym się odezwała.
- W końcu oddzwaniasz - usłyszałam ucieszony głos Atanasijevicza - już się bałem, że coś Ci się stało.
- Może jak by mi się coś stało, to byś przyjechał - oznajmiłam zirytowana. - Aleks, nie będę ukrywała, że się zawiodłam, ale nie chce teraz o tym mówić. Za dwa tygodnie wracam, do tego czasu przemyśl sobie, co jest dla ciebie ważne. Nie dzwoń do mnie. Odezwę się.
- Ale Ola.. - zaczął Serb ale nie pozwoliłam mu dokończyć, bo nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Atanasijeivicz uszanował to co powiedziałam i nie dzwonił do mnie. Ja dalej spędzałam dużo czasu z Mattem odrabiając to co przez rok straciliśmy, i co najważniejsze powoli wracałam do gry w siatkówkę. Aż w końcu wzięłam udział w treningu chłopaków z Dynamo. Moja kondycja pozostawiała wiele do życzenia, ale to nie było istotne. Byłam tak szczęśliwa, że nic mi nie przeszkadzało.
- Widzę, że mimo wszystko forma się trzyma - oznajmił Matt który obserwował cały trening.
- Forma się trzyma? - krzyknęłam - zaraz wypluje płuca.
- To w ramach relaksu chodź na kawę, a potem odwieziesz mnie na lotnisko - powiedział Anderson obejmując mnie ramieniem, a ja przypomniałam sobie, że już dzisiaj Amerykanin wraca do Kazania.
I spędziliśmy razem jeszcze chwilę, a później chcąc nie chcąc odwiozłam go na samolot.
- Widzimy się pewnie dopiero w czerwcu, co? - zapytałam
- Przyjadę wcześniej, obiecuje - oznajmił i przysunął się do mnie.
- Nie obiecuj, jak nie jesteś pewien - odpowiedziałam zerkając na niego.
- Ale ja jestem tego pewien - zakomunikował po czym schylił się i mnie pocałował, a ja nie zareagowałam pozwoliłam żeby on mnie całował, tak zachłannie, a ja, co najgorsza całowałam równym zaangażowaniem jak Amerykanin - Powiedziałem, że będę walczył - oznajmił  i poszedł w stronę terminala, a ja stałam wmurowana.
Jeszcze w mieszkaniu nie mogłam dojść do siebie. Co on zrobił, i po co? Nie, to chyba zastanawiało mnie najmniej. To czego nie byłam w stanie pojąć to, dlaczego nie zareagowałam? Pozwoliłam mu na to, a potem odszedł, jakby to było normalne. Moje dziwne zachowanie nie umknęło Maxowi który dobrze wiedział, że to wszystko przez Matta. 'On tak łatwo nie odpuści' - oznajmił Holt i objął mnie ramieniem.
W nocy przewracałam się z boku na bok, nie mogąc pogodzić się z tym co stało się na lotnisku. Zgarnęłam telefon z szafki i mimo to, że zegar wskazywał chwilę po czwartej napisałam esemesa do Aleksa, który nie był zbytnio rozwinięty zawierał dwa słowa 'Kocham Cię'. Mimo to, że kochałam Alka nie wiedziałam, po co to zrobiłam. Może to miało chwilowo uspokoić moje sumienie, ale chyba nie wyszło.
Rano rozpoczęłam odliczanie do powrotu do Polski. Na całe szczęście kolejne dni były tak ciężkie, że udało mi się na chwile zapomnieć o incydencie z Mattem. Aż w końcu przyszedł czas mojego wyjazdu i zaczęłam się pakować.
- Zostawiasz mnie? - zapytał Max opierając się o futrynę drzwi.
- Będziesz miał spokój w końcu - oznajmiłam uśmiechając się.
- Nie chce spokoju, polubiłem to. Codziennie obiadek zrobiony, czasami nawet kolacja, będzie mi tego brakować.
- Jedzenia będzie Ci brakować? To spadaj.
- Jedzenia też, ale Ciebie bardziej - powiedział i zamknął mnie w szczelnym uścisku.
Chwilę przed wylotem napisałam esemesa do Alka, że za 4 godziny będę w Warszawie, na co on mi odpisał, że mnie nie odbierze, bo jest zajęty, ale któryś z chłopaków będzie na mnie czekał. Jasne, bo po co odebrać dziewczynę z lotniska. Nieistotna sprawa, racja
W Warszawie powitał mnie śnieg i wszech ogólna atmosfera świąt, ale żadnego chłopaka ze Skry nie było widać. Nagle jak z podziemi wyrósł przede mną Kurek.
- Bartek? - zapytałam,a moje oczy powiększyły się do wielkości pięciozłotówek.
- We własnej osobie - oznajmił z uśmiechem - miałem być niespodzianką i chyba się udało.
- Jasne, że się udało - odpowiedziałam i przytuliłam się do niego.
- Jak tam? Coś się pozmieniało przez ten czas - zapytał kiedy jechaliśmy autem.
- Nie wiem, chyba trochę się pogubiłam.
- To znaczy?
Bartek był moim przyjacielem, wiedziałam, że mogę powiedzieć mu wszystko, dlatego opowiedziałam co zadziało się między mną a Mattem, łącznie z pocałunkiem.
- Przecież kochasz Aleksa - powiedział Bartek - prawda?
- Tak - odpowiedziałam szybko.
- To nie ma problemu, Matt to Matt. Powiedział, że będzie walczył, a przecież wiesz jaki on jest. - zakomunikował - nie przejmuj się, skoro jesteś pewna swoich uczuć do Aleksa to będzie dobrze.
Jasne, będzie dobrze. Jak ja nienawidziłam tego stwierdzenia.
Całą drogę do Łodzi przespałam, aż wkońcu obudził mnie Bartek oznajmiając, że właśnie dojechaliśmy. Mój dom był przystrojony lampkami jak co roku o tej porze i wyglądał cudownie. Pod drzwiami Kurek postawił moje walizki i oznajmił, że dalej nie wchodzi, ale życzy mi miłego wieczoru. Weszłam do środka, i od razu poczułam zapach palącego drewna w kominku.
- Kocham Cię, i nie mam nad czym się zastanawiać - usłyszałam przy uchu  i odwróciłam się w stronę Aleksa.
- Tęskniłam głupku - oznajmiłam po czym wspięłam się na palce i zasmakowałam ust za którymi tak tęskniłam.
- Nigdy więcej nie pozwolę, żebyś wyjechała na tak długo, rozumiesz? - zapytał a potem przenieśliśmy się do pokoju gdzie spędziliśmy resztę wieczoru.
Rano kiedy jeszcze spaliśmy z Alkiem do pokoju wpadli rodzice (którzy wrócili z wyjazdu) i rzucili się na mnie, dosłownie. Mama musiała mnie wycałować a tata wyprzytulać. Chwilę później zaczęło się zadawanie pytań, jak było? czy wszystko ok? jak Moskwa? jak się mieszkało z Maxem i jeszcze więcej. Kiedy w końcu skończyłam im odpowiadać zeszliśmy do kuchni i zaczeliśmy jeść wcześniej przygotowane śniadanie. W trakcie posiłku rozdzwonił się mój telefon.
- Witam, z tej strony Arkadiusz Melc, prezes GiP Magin Bełchatów czy rozmawiam z Panią Aleksandrą Winiarską? - zapytał mężczyzna, a ja potwierdziłam - czy moglibyśmy się spotkać?
- Ale w jakim celu? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Wszystko wyjaśnię na spotkaniu.
- Dobrze - oznajmiłam - tylko gdzie?
- Mogę przyjechać do Łodzi - zakomunikować.
- Nie, nie musi Pan, około 11 będę w Bełchatowie.
- Dobrze, w takim razie do zobaczenia.
Magin Bełchatów, jest zespołem o którym zaczęto mówić w tym sezonie, bo drużyna weszła do OrlenLigi i grała bardzo dobrze, mimo to, że w swoim składzie bardzo młode zawodniczki. Co chciał ode mnie prezes tego zespołu?
Po śniadaniu pojechaliśmy z Aleksem do Bełchatowa. On poszedł do szatni, a ja zaczęłam szukać gabinetu prezesa, bo teraz w hali siedzibę miały dwa kluby. Na całe szczęście, poszukiwania nie zajęły mi zbyt dużo czasu.
- Jaka punktualna, to coraz mniej spotykane u młodych ludzi - oznajmił dość wysoki brunet w średnim wieku - proszę usiąść.
- To jaka jest ta sprawa? - zapytałam.
- Widzę, że od razu przechodzimy do konkretów - powiedział uśmiechając się - dowiedziałem się, że właśnie zakończyła Pani...
- Proszę do mnie mówić po imieniu, bo czuje się niezręcznie - wtrąciłam sie.
- Dobrze, tak wiec słyszałem, że skończyłaś leczenie. I pewnie przydałoby ci się jakieś miejsce do grania, a akurat nasz klub potrzebuje rozgrywającej, bo tydzień temu dowiedzieliśmy się, że nasze obydwie rozgrywające są w ciąży. Jedną rozgrywającą już mamy ale nie jest do końca pewna i potrzebujemy drugiej. Tak więc mówiąc krótko chcielibyśmy podpisać z Tobą umowę.
- A ja jestem pewna? Nie boi się Pan? Nie grałam ponad rok - powiedziałam.
- Tego się nie zapomina - oznajmił - a poza tym kiedy grałaś byłaś świetna, miejmy nadzieje, że niedługo wrócisz do formy i będzie tak jak rok temu.
- Nie wiem co mam powiedzieć.
- Powiedz czy się zgadzasz, nasi fizjoterapeuci po zapoznaniu się z tym co miałaś robione w Moskwie dostosują dla ciebie plan treningowy. To jak?
- Tak.
- Co tak?
- Tak, zgadzam się.
- To witamy w drużynie Magin Bełchatów - oznajmił z uśmiechem na ustach, po czym wstał i podał mi rękę.


Rozdział był rodzony w bólach ale jest. I pojawił się Matt na którego tak czekaliście ;)
Jak czytacie to zostawcie po sobie jakiś znak, nawet kropkę.
Wolicie historie z happyendem czy sad?
Maturzyści trzymam kciuki!