sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział V

'Musisz wiedzieć że z niektórych rzeczy trzeba umieć
zrezygnować i zapomnieć, o niektóre trzeba walczyć i nie
przestawać gdy za pierwszym razem się nie uda, w niektóre trzeba
wierzyć nawet gdy coś idzie nie tak. Musisz pokonać swoje
słabości i swój strach.'





Obudziłam się w samochodzie, wyjrzałam za szybę wiedziałam że jedziemy w stronę domu. Matt kiedy zobaczył, że już nie śpię tylko się uśmiechnął, po czym poradził, że jeżeli nie chce żeby rodzice zadawali zbędne pytania to powinnam coś zrobić ze swoimi oczami, które były opuchnięte od płaczu. Ale co miałam zrobić, nie miałam przy sobie żadnych kosmetyków, nie należę do dziewczyn które wszędzie noszą ze sobą kosmetyczkę. Postanowiliśmy, że Matt zaniesie mnie do pokoju, a ja będę udawała, że śpię. To rozwiązanie było strasznie głupie, ale nie chciałam, a może bardziej nie miałam siły odpowiadać na milion pytań rodziców, które zapewne zaczęliby zadawać.
Wszystko na szczęście poszło zgodnie z planem Anderson zaniósł mnie do pokoju i położył na łóżku, a sam poszedł wytłumaczyć Oliwerowi, ze niestety dzisiaj nie pojedziemy do obiecanego zoo, bo źle się czuję i śpię. Po chwili, wrócił i powiedział,  że mały bardzo się nie przejął, bo dziadkowie obiecali mu kino.
Kiedy rodzice i Oli wyszli  z domu, ja na spokojnie mogłam zejść do na dół i wyjść do ogródka. Usiadłam na trawie i wpatrywałam się, jak z małej kaskady wpada woda do oczka. Po chwili poczułam, że Matt siada za mną. Objął mnie w  talii i mruczał mi do ucha melodie znane tylko jemu.
Po chwili, on się odchylił i obydwoje leżeliśmy na ziemi w ciszy, która towarzyszyła nam już od kilku godzin.
- Nie wiem jak to teraz będzie – powiedziałam, siadałam odwracając się w jego stronę.
- Dasz radę, przecież jesteś dzielna – odpowiedział zerkając na mnie – nie jesteś sama.
- Powinnam chyba o wszystkim powiedzieć rodzicom. – stwierdziłam.
- Jeżeli nie chcesz, to nie mów im jeszcze, ja się przecież nie wygadam. – oznajmił.
- Zobaczymy – podsumowałam kładąc głowę na jego torsie.
Zaczęło się robić coraz chłodniej, więc zebraliśmy się do domu, Matt powiedział, ze zrobi nam prawdziwą Amerykańską kolacje.’ Anderson w kuchni part II’. Może powinnam zacząć to kręcić, kto wie może były by z tego jakieś pieniądze, amerykański siatkarz w kuchni. To byłoby coś. Kiedy powiedziałam o tym Mattowi, on tylko pokręcił głową i powiedział, że chyba coraz gorzej ze mną.
W momencie gdy przede mną stanął talerz z jedzeniem, aż zrobiło mi się wstyd, że mogłam wątpić w zdolności Amerykanina.
Kiedy rodzice wrócili było już późno, jak się okazało Oliwer wyciągnął ich do McDonalda a im jako, że był ich to jedyny wnuczek nie potrafili mu odmówić. Oli był zafascynowany filmem, zaczął szybko opowiadać co się działo, a kiedy skończył swoją opowieść zasnął na moich kolanach. Tata zaniósł go do pokoju po czym razem z Mattem poszli na taras wypić piwo.
- Jak tam się układa z Mattem? –zagadnęła mama kiedy zostałyśmy same w pokoju.
- Mamo to tylko przyjaciel – oznajmiłam, zerkając zdziwiona na moją rodzicielkę.
- Tak jasne, kiedy ja byłam w twoim wieku mówiło się inaczej, ale jak tam chcesz – powiedziała.
- Nie naprawdę, to nic takiego. Ja chyba nie jestem gotowa na nic w tym rodzaju. – powiedziałam.
- Olcia, minęło już sporo czasu, musisz zacząć żyć swoim życiem, odciąć się od przeszłości, bo życie wspomnieniami nie jest dobre – poradziła.
- Nie zaczynajmy tego tematu, dobrze? – zapytałam.
- Jasne – powiedziała mama i pocałowała mnie w policzek i wyszła na taras.
Po chwili ja dołączyłam do całego towarzystwa. Zerknęłam na Matta, a chwilę później na rodziców. Stwierdziłam, że nie ma sensu dalej tego ukrywać. Powiedziałam i wszystko czego dowiedziałam się dzisiaj u doktora Polińskiego. Mama powiedziała, że będzie starała się poszukać kogoś, kto mógłby jednak coś z tym zrobić, a tata zarzekał się ze tak tego nie zostawi. Oznajmiłam im, że doktor Piotr sprawdzał chyba wszystkie możliwości i, że nie da się nic zrobić. Jedyne co mi pozostaje to pogodzić się z tym. Kiedy skończyłam, zauważyłam z jakim spokojem to powiedziałam, jakby nie zależało mi na siatkówce. A może powoli zaczęłam się z tym godzić, nie chyba jednak nie. Kiedy poszliśmy do mojego pokoju z Mattem wszystko zaczęło się od początku, łzy i wielki zawód oraz pytanie dlaczego akurat mnie to spotkało. Chłopak przyjmował moje zachowanie z wielkim spokojem, co chwilę powtarzając ze muszę być dzielna, albo że wszystko będzie dobrze, cały czas trzymając mnie w swoich ramionach. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.


‘Hanssel posyła mocną zagrywkę, z trudnościami przyjmuję ją Mielcewicz,  niestety piłka przelatuje na stronę Niemiek, lecz one też mają problem z przyjęciem, Kassen dostaje idealną piłkę na siatkę iii.. Winiarska wraz z Kosiewicz stawiają blok, piłka wpada w boisko naszych przeciwniczek. Taaaaaaaaaaak! Drodzy państwo jesteśmy świadkami historycznego momentu, pierwszy raz od 30 lat jesteśmy mistrzami Europy juniorek. Jak one się cieszą..’
Nagle obudziłam się, moje serce biło znacznie szybciej niż normalnie. Mimo wielu starań ten sen nie pozwolił mi zasnąć ponownie. Po cichu wstałam z łóżka i wyszłam na balkon. Starałam się, poukładać wszystko w głowie. Jak teraz będzie wyglądało moje życie, a może jednak moja wizyta u doktora Polińskiego to był tylko koszmar? Z nutą nadziei uszczypnęłam się w rękę, i nic nadal stałam na balkonie. Czyli to jednak prawda. Koniec z siatkówką. Ta myśl nadal nie dochodziła do mojej głowy. Nie byłam w stanie się z tym pogodzić. Za dużo serca włożyłam w ten sport, jestem w jakiś sposób od niego uzależniona, codzienne trening weszły mi w nawyk, powroty do domu z wielkim zmęczeniem sprawiały mi przyjemność, wygrane turnieje, wiele radości które dawało mi jak niektórzy by powiedzieli ‘głupie odbijanie piłki’, ale to niby ‘głupie odbijanie piłki’ pomogło mi, nie mam pojęcia, co by się działo ze mną po śmierci Kamila gdyby nie siatkówka, ona pozwalała mi na chwilę zapomnieć o tym co się stało, oderwać się od rzeczywistości, a teraz to wszystko ma się tak skończyć?
Nie będę płakać, jestem dużą dziewczynką dam sobie rade, chyba.

Zauważyłam, że Matt powoli się budzi i szybko wróciłam do łóżka. Poczułam jak chłopak mnie obejmuje. ‘Nie chce nigdzie dzisiaj wychodzić, nawet z tego pokoju’ powiedziałam po cichu. Amerykanin nic nie odpowiedział, tylko pocałował mnie w głowę co potraktowałam jako zgodę.
Jednak myliłam się po kilkunastu minutach naszą błogą cisze przerwał Oli który wpakował się do naszego łóżka. ‘Naszego łóżka’ jak to brzmi, Matt to tylko przyjaciel. Tak więc jeszcze raz. Oli wpakował się do MOJEGO łóżka i zażądał śniadania. I cały mój idealny plan o leżeniu w łózku okazał się wielką porażką.

Podczas śniadania do mamy zadzwonił Michał pytając się, czy Oliwer może jeszcze u nich zostać jeden dzień. Oczywiście nie pytając się ‘z jakiego powodu ma jeszcze zostać’, zgodziła się. Po skończonej rozmowie mamy rozdzwonił się telefon Matta. Jak się okazało dzwonił do niego mój brat i poinformował go o dzisiejszej imprezie – obecność obowiązkowa zaznaczył. Od razu odmówiłam Amerykaninowi, przecież wiedział, ze nie mam dzisiaj ochoty na jakiekolwiek wyjścia, i jak ma ochotę to może pojechać sam. I oczywiście przekonał mnie mówiąc ze będzie na pewno Paul Lotman z którym chciałby się zobaczyć, a przecież beze mnie się nie ruszy.
Tak więc chwilę po 16 byliśmy w samochodzie kierującym się w stronę Częstochowy.


No i mamy piąteczke. Nie wiem jak wy ale ja z niecierpliwieniem czekam na sezon reprezentacyjny, już nie długo! 

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział IV



'Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśli­wi dziś,jak potrafimy być nimi jutro? '-Phil Bosmans


Słońce dostawało się do mojego pokoju bez żadnego problemu, a przy okazji raziło mnie w oczy. Musiało być już późno. Moich ‘łóżkowych partnerów’ (jakkolwiek to zabrzmi) nie było w łóżku. Słyszałam z dołu jak Oliwer prowadził zaciętą dyskusję z moim tata, a więc jeden zlokalizowany, a drugi. Wstałam z łózka, i od razu zobaczyłam stojącego na balkonie w samych bokserkach i kubkiem w ręku- Matta.
- Jak się spało? – zagadałam stając w drzwiach balkonowych.
- Powiedzmy, że dobrze – odpowiedział ziewając.
- Powiedzmy? –zapytałam.
- Około 8 twój chrześniak zrobił mi pobudkę – wytłumaczył – ale nawet nie byłem świadomy, że będziemy w stanie się dogadać, chłopak ogarnia angielski, tzn. ok ja trochę próbowałem po polsku, ale wiesz jak jest z moim polskim, i trochę na migi i jakoś poszło. Tak więc ja od dobrych 3 godzin jestem na nogach.
- Oliwer się pewnie osłuchał z tym językiem, sporo czasu spędza z Miśkiem w klubie, a tam większość rozmów odbywa się po angielsku. No tak.. a twój polski pozostawia wiele do życzenia, jeżeli w ogole możemy powiedzieć, ze ty mówisz po polsku. – powiedziałam z ironią.
- To dlatego, że nie mam dobrego nauczyciela – oznajmił.
- Wypraszam sobie. –odpowiedziałam oburzona.
- Dobra dobra, już nie udawaj. Co planujemy na dzisiaj? Może jakaś impreza? –zapytał.
- A to już sobie odpocząłeś? Oczywiście jak masz ochotę to możemy iść. Chociaż, nie. Dzisiaj musimy niestety odpuścić – powiedziałam śmiejąc się.
- Dlaczego? –zapytał ze smutkiem w głosie.
- Po pierwsze i najważniejsze obiecałam Oliwerowi, że pójdziemy do zoo, a po drugie na 14 idę do lekarza, wiec dzisiaj będziesz miał jeszcze czas na regenerację.

Chcąc nie chcąc Matt  zgodził się. Zeszliśmy na dół, Oli już szalał w ogrodzie, a mama jak zawsze o tej porze roku, robiła coś w ogródku. Zjedliśmy śniadanie, które przygotował nam tata, który dzisiaj miał wolne, po czym ja poszłam się wykąpać, a Matt poszedł do mamy do ogrodu.
Pierwszy raz od operacji założyłam sukienkę. Mimo to, że blizna na kolanie nie była zbyt duża nie lubiłam jej pokazywać, ale pogoda była tak ładna, że nie miałam zamiaru  ‘kisić się’ w długich spodniach. Kiedy schodziłam po schodach tata zapytał się czy to może jakaś specjalna okazja że tak ładnie się ubrałam.
W sumie, dawno już nie założyłam nic ładnego, nie miałam dla kogo ani po co, a jeszcze po operacji ubierałam luźne rzeczy, bo i tak siedziałam całe dnie w domu, i tak nikt poza rodzicami i od czasu do czasu Miśkiem z rodziną lub Kamilą mnie nie widział. Często myślę, że to w czym jestem ubrana świadczą o tym jak się czuje. Kolorowa, letnia sukienka idealnie pasowała do mojego nastroju. Wyszłam na dwór, powiedziałam Oliwerowi, że jak wrócimy od lekarza to pojedziemy do zoo, po czym razem z Mattem pojechaliśmy do gabinetu doktora Polińskiego.

Chwilę przed 14 byliśmy przed poradnią. Stwierdziłam, że pójdę sama, a Matt poczeka na mnie w samochodzie. On nie protestował, stwierrdził, że się trochę prześpi, bo jednak pobudka o 8 rano zrobiła swoje.
Radosnym krokiem  weszłam do poradni, przywitałam się z recepcjonistką, po czym skierowałam się w stronę gabinetu. Zapukałam i otworzyłam drzwi. Przy biurku siedział, wysoki szczupły mężczyzna ok 50 lat- doktor Piotr, znaliśmy się już kilkanaście lat i on chyba wszystko wiedział o moich wszystkich kościach i najdrobniejszych kostkach. Ruchem ręki zaprosił mnie do środka i poprosił abym usiadła.
- Ola, jak się domyślasz nie ściągnąłem Cię tutaj żeby wypić kawę, tylko musimy porozmawiać. – jego głos brzmiał bardzo poważnie. – Ponieważ, po operacji nie wszystko nam się zgadzało, zrobiliśmy ci serie badań i wyszło nam, że.. – uciął w połowie zdania.
- Co wyszło? – zapytałam zniecierpliwiona.
- Okazało się, że masz bardzo rzadką chorobę stawów. – powiedział.
- I? Przecież takie rzeczy się leczy – odpowiedziałam.
- No właśnie, i tu jest największy problem. Tej choroby się nie leczy, ta choroba nie jest szkodliwa. Ujawnia się dopiero wtedy gdy ktoś byt mocno obciąża swoje stawy sportem tak jak Ty.
- Czyli co? - zapytałam z wyrzutem.
- Powinnaś skończyć z siatkówką. To nie ma dalej sensu, te zerwane więzadła i pęknięta łąkotka to był tylko początek, po prostu twój staw kolanowy tego nie wytrzymał, jeżeli nie przestaniesz trenować przyjdzie czas na drugie kolano, później pewnie będzie problem ze stawami skokowymi, następnie wrócimy znowu do kolan, a może przyjdzie czas na ręce. To się mija z celem, jeżeli nie przestaniesz to co chwilę będziesz miała operację, później pół roku będziesz dochodziła do siebie, i wracała na kilka miesięcy do treningów. A gdzie znajomi, rodzina i szkoła?
- Ale.. – poczułam jak do moich oczu napływają łzy.
- Musisz się z tym pogodzić żaden lekarz nie wystawi ci zgody na to, żebyś brała udział w jakimkolwiek turnieju, a jeżeli nawet takiego znajdziesz, to sama sobie zrobisz krzywdę grając dalej.
- Ale Pan sobie nie wyobraża ile dla mnie znaczy siatkówka, ona mi pomogła przetrwać kiedy było naprawdę źle, ja nie mogę tak po prostu skończyć.
- Ja Cię rozumiem, wiem co się działo przecież znamy się nie od dziś, ale musisz skończyć z trenowaniem,  twój organizm tego nie wytrzyma, może nie tyle organizm co stawy.
- Nie można z tym nic zrobić? – pytałam z nadzieją.
- Szukałem wszędzie i rozmawiałem z innymi lekarzami, ale po prostu czasami są już takie przypadki i niestety nic nie da się z tym zrobić, przykro mi OIa.

 Wstałam z krzesła i rzuciłam gdzieś po cichu ‘do widzenia’. Szłam przez korytarz, a w mojej głowie cały czas brzmiało zdanie ‘ musisz skończyć z trenowaniem’. Na mojej twarzy pojawiały się pojedyncze łzy. Kierowałam się w stronę samochodu, kiedy Matt mnie zobaczył od razu wysiadł z auta. Podszedł do mnie i pytał co się dzieje. Ja nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać, rozpłakałam się jeszcze bardziej, starałam się to zahamować ale im bardziej się starałam tym więcej łez wydobywało się z moich oczu. Amerykanin przytulił mnie do siebie, a ja mocno wtuliłam się w niego. Czułam, że jego koszulka staje się coraz bardziej mokra, a on cały czas mnie obejmował i gładził ręką moje włosy.

Po paru minutach opowiedziałam mu czego się dowiedziałam, cały po moich policzkach spływały łzy. Widziałam po Andersonie, że nie ma pojęcia co powiedzieć. Nie potrzebowałam, tego żeby się odzywał, chciałam tylko, żeby był tutaj. On w ciszy zaprowadził do samochodu. Nie chciałam jechać jeszcze do domu, nie w takim stanie, pokierowałam Matta w jedno ze spokojniejszych miejsc jakie znam. Tam ja próbowałam się uspokoić, a Amerykanin nie odezwał się słowem, siedział obok i trzymał mnie za rękę.



Tak więc akcja nabrała trochę tempa, jak wam się podoba, czy ta ktoś to opowiadanie? :) 

niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział III




 'Kocham Cię, bo cały wszechświat sprzyjał mi w tym, bym mógł Cię poznać.'- Paulo Coelho


Założyłam, czarne rurki i czarną bluzkę a do tego czerwoną marynarę oraz trampki z którymi nie rozstawałam się w ostatnim czasie. Kiedy wyszłam z łazienki Matt zmierzył mnie od góry do dołu wzrokiem i po chwili wyciągnął  z mojej szafy czerwone szpilki i postawił je przede mną. Spojrzałam na niego z miną która miała pytać czy naprawdę mam je założyć, a on tylko pokiwał głową. Tak więc, po raz kolejny tego wieczoru zostałam zmuszona.
Z domu wyszliśmy chwile po 21. Rodzice o wszystkim dokładnie wiedzieli, więc wszystko musiało być zaplanowane wcześniej. Matt podał mi kartkę z adresem i powiedział, że tam mamy jechać. Spojrzałam na nią, przecież to był adres Kamy.
- Matt to jest adres Kamili. – powiedziałam
- Proszę Cię chociaż raz nie zadawaj pytań, dobrze? – zapytał.
- No ok, ok. – odpowiedziałam.

Po 15 minutach byliśmy na osiedlu mojej przyjaciółki. Nie mieliśmy zbyt wiele miejsca żeby zaparkować. Jak się okazało w domu było pełno ludzi.
Muzyka była tak głośna, że nikt nie usłyszał naszego pukania do drzwi więc sami weszliśmy do środka. W powietrzu unosił się dym papierosowy i zapach alkoholu, mijałam kolejno ludzi których nie znałam. Po chwili poczułam czyjeś ręce na mojej szyji.
- Ola! W końcu dałaś się wyciągnąć – powiedziała Kama.
- Sama nie wiem jak to wyszło, przypadek. – odpowiedziałam.
- Czyli Matt ma w sobie to coś?  -zapytała.
- Oj Kama, Kama. – odpowiedziałam i przytuliłam ją.
Następnie moja przyjaciółka przywitała się z Amerykaninem i coś mu szeptała do ucha po czym przenieśliśmy się do kuchni. Nareszcie spotkałam znajomych ludzi, nikt nie był zdziwiony obecnością Matta, bo nie był tutaj pierwszy raz. Wszyscy powracali na ostatnie tygodnie wakacji do Łodzi, a potem znowu porozjeżdżają się do innych miast na uczelnie. Czułam się z nimi dobrze, aż żałowałam, że wcześniej nie zgodziłam się na wyjście.
Kama zaproponowała, żebyśmy u niej spali, było mi to na rękę. Miał po nas przyjechać mój tata, ale kiedy spojrzałam na zegarek było już grubo po 5, Matt wypił sporo i dla bezpieczeństwa wolałam przespać się u Kamili. Zaprowadziłam Amerykanina do pokoju w którym mieliśmy spać, i z jego pomocą delikatną pomocą, a raczej jej brakiem rozebrałam go ze spodni i bluzy, po czym sama przebrałam się w bluzkę którą dała mi Kama.
Kocham Cię’ usłyszałam z ust Amerykanina kiedy położyłam się obok niego po czym złapał mnie za rękę i zasnął.


Obudził mnie dźwięk tłuczonego szkła. Kiedy wstałam okazało się, że Matta już nie ma w łóżku. Założyłam jego bluzę i zeszłam na dół. Jak się okazało była już 12 i osoby które nocowały u Kamy i ona zaczęli już sprzątać.
- No patrzcie księżniczka się obudziła – rzucił Przemek kiedy mnie zobaczył.
- Spadaj okej – odpowiedziałam i wystawiłam mu język.
- Nie gadać, sprzątać – powiedział Tomek – Ola, a za to że tak późno wstałaś będziesz miała do posprzątania łazienkę.
- Chyba żartujesz? – zapytałam.
- A czy wyglądam jakbym żartował? – odpowiedział zerkając na mnie.
Na pewno jesteście w stanie  sobie wyobrazić łazienkę po imprezie, chyba nic gorszego nie może być. No ale to była moja ‘nagroda’ za zbyt długie spanie. Nie miałam pojęcia od czego powinnam zacząć, wszystko wyglądało okropnie. ‘Będę dzielna’ pomyślałam i zaczęłam wycierać lustra. Po chwili dotarła do mnie Kasia i razem w ekspresowym tempie dokończyłyśmy sprzątanie. Kiedy odpuściłyśmy łazienkę, do naszych nozdrzy dostał się zapach jedzenia.  Szybko poszłyśmy w stronę kuchni, i jak się okazało wszyscy siedzieli zadowoleni i jedli naleśniki które przygotował Matt.
- Nie wiedziałam, że z Ciebie taki kucharz – powiedziałam do Amerykanina.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz -  odpowiedział i poruszał znacząco brwiami. – I chyba powinienem Cię przeprosić, za moje zachowanie, trochę za dużo wypiłem. Sam nie wiem jak to wyszło, ale chyba nic nie zrobiłem takiego strasznego? –zapytał.
- Nie no nie było najgorzej, po ciężkich bojach udało mi się z Ciebie ściągnąć ubranie i położyć spać. Byłeś wyjątkowo grzeczny. –nie miałam zamiaru poruszać tego co powiedział chwilę przed zaśnięciem, pewnie nawet tego nie kontrolował – Jakoś ci wybaczę, tylko poproszę dwa naleśniki.

Do twarzy Ci w mojej bluzie’ szepnął Matt kiedy podawał mi jedzenie.

W domu byliśmy chwilę po 15, mama powiedziała mi, że dzwonił do niej lekarz, i że chce się ze mną jutro widzieć. To nie wróżyło nic dobrego.
Resztę dnia spędziliśmy z Oliwierem, który został u nas również na noc, bo Daga z Michałem chcieli wyjść do kina.

Mój chrześniak zmęczył się wygłupami z Mattem, i szybko zasnął, a my jeszcze posiedzieliśmy z rodzicami i wypiliśmy trochę wina. Chociaż Amerykanin wstrzymywał się od alkoholu, bo po wczorajszym wieczorze pozostał mu jeszcze niesmak.

W nocy obudził mnie Oli, który pakował się do naszego łóżka. Twierdził, że nie może zasnąć, a kiedy powiedziałam mu, że przecież jest już dużym chłopcem i powinien spać sam, odpowiedział mi że Matt też jest duży a śpi ze mną.Po tym już nie ciągnęłam dalej tematu i pozwoliłam mu z nami spać.




W sumie tak o niczym. Następny już napisany, i tam będzie sporo akcji, zaufajcie mi ;)
Tylko nie wiem czy ktoś tu jest?
 


sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział II


'Pamięć jest straszliwa. Człowiek może o czymś zapomnieć - ona nie. Po prostu odkłada rzeczy do odpowiednich przegródek. Przechowuje dla ciebie różne spra­wy albo je przed tobą skrywa - i kiedy chce, to ci to przypomina. Wydaje ci się, że jesteś panem swojej pamięci, ale to odwrotnie - pamięć jest twoim panem.' - John Irving






Obudziłam się z głową na jego torsie. On już nie spał, czułam jak opuszkami palców kreślił na moim odkrytym ramieniu koła. Nie miałam ochoty się odzywać, ta cisza mi odpowiadała.
- O już się obudziłaś – powiedział kiedy poczuł, że jeżdżę palcem po jego brzuchu.
 - Tak, ale nie mów nic jeszcze przed chwilę, tak jest dobrze – odpowiedziałam wtulając się mocniej w niego.
I tak też zrobiliśmy, jeszcze dobre 15 minut leżeliśmy w ciszy. W końcu odkleiłam się od niego, wstałam z łóżka i wyszłam na balkon. Było chwilę przed 19-nastą i słońce chyliło się ku zachodowi.
- Całkiem ładnie tu – powiedział Matt kiedy wszedł na balkon.
- Całkiem ładnie?! –zapytałam – tu jest idealnie.
- Oj no dobrze dobrze, idealnie. – odpowiedział i przytulił mnie.
- Dobrze, że jesteś.- oznnajmiłam mocno wtulając się w niego.
- Alex, coś się dzieję prawda?
- Nie czemu?
- Przecież widzę, już od dawna coś jest nie tak. Od od dobrych 2 lat, od śmierci Kamila.
Kiedy powiedział jego imię coś momentalnie zakuło mnie w sercu, rozgryzł mnie, dokładnie to siedziało we mnie.
- Mała, minęło już tyle czasu, musisz się z tym pogodzić. – powiedział zerkając w moją stronę.
- Czy Ty wiesz o czym do mnie mówisz?! –zapytałam z wyrzutem. – nie masz o tym pojęcia, nie straciłeś nikogo tak bliskiego. Nie wiesz jak to jest kiedy w jednym momencie zawala się twój cały świat, kiedy tracisz kontakt z całym otoczeniem, bo twierdzisz, że nikt nie jest w stanie Cię zrozumieć tak jak on. Nie zrozumiesz mnie. Myślisz, że nie próbowałam jakoś o tym zapomnieć, a przynajmniej jakoś wyciszyć moje emocje związane z jego śmiercią? Ale tak się nie da, on był dla mnie ważny i tak już zostanie, chyba nic tego nie zmieni.
 - Przepraszam, masz racje nie mam pojęcia jak to jest, ale cholernie się o Ciebie martwię. Kiedy Kamil zmarł, uciekłaś w sport i naukę, znajomi przestali dla Ciebie istnieć, bałem się, że Cię stracę. Nadal się boję, teraz jeszcze to  cholerne kolano, myślisz ze przyjechałem tutaj tylko dla tego, że chcieli tak twoi rodzice? Nie. Po prostu chce mieć Ciebie blisko, wtedy jestem spokojniejszy.
Po jego słowach poczułam jak jedna łza uwalnia się z mojego oka, szybko ją wytarłam.
‘Wszystko widziałem’ powiedział Matt i dźgnął mnie w żebra. A ja w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam.

- Ola, proszę wyjdźmy gdzieś. – rzucił Anderson kiedy piliśmy herbatę.
- Nie, nie mam dzisiaj ochoty – odpowiedziałam.
- Przyznaj się, kiedy ostatni raz byłaś w jakimś klubie? – zapytał.
- A czy to ważne? – próbowałam się jakoś wykręcić – jakiś tydzień temu.
- Tydzień temu? Ciekawe – powiedział robiąc inteligentną minę – nie byłaś nigdzie, masz 30 minut na ogarniecie się i wychodzimy.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale, dzisiaj nie przyjmuję odmowy zrozumiano? –zapytał.
- Tak jasne. – opowiedziałam po cichu kierując się w stronę łazienki.



Puk puk, jest tu ktoś kto czyta moje 'wypociny'? 

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział I



 I trzeba być wielkim przyjacielem i mocnym przyjacielem, żeby przyjść i przesie­dzieć z kimś całe popołudnie tylko po to, żeby nie czuł się samotny. Odłożyć swo­je ważne sprawy i całe popołudnie poświęcić na trzymanie kogoś za rękę. -Anna Frankowska





Mieliśmy połowę sierpnia, ostatnio często płakałam z bezsilności. Dziewczyny właśnie grały  mistrzostwa Europy juniorek do których przygotowywałyśmy się od ponad roku, a ja siedziałam w domu. Ostatnio rzadko go opuszczałam, nie miałam po co. Mimo to, że moja przyjaciółka Kamila prawie codziennie przychodziła lub dzwoniła, żebym poszła z nimi do jakiegoś klubu albo na jakąś domówkę. Była przyzwyczajona do tego, że codziennie padało słowo ‘nie’. Wcześniej próbowałam się jakoś wykręcać, ale teraz kiedy już nie mam żadnych sensownych wymówek, po prostu mówię, ze mi się nie chce. Nawet rodzice zaczęli się o mnie martwić, ściągali do nas Michała z Dagmarą i Oliwiera, żebym trochę pobyła z ludźmi. Ale ja nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, czułam złość w środku ze tak długo czekałam żeby pojechać na te cholerne mistrzostwa Europy, a jeden głupi wypadek to przekreślił. Jedyną osobą z którą mogłam siedzieć był Oli. Nie zadawał trudnych pytań, siedzieliśmy oglądając jakieś kreskówki albo spędzaliśmy całe dnie w ogrodzie. I było dobrze. Ale mój wspaniałomyślny brat musiał to zakłócić.

Rano obudził mnie telefon na wyświetlaczu pojawiło się ‘Misiek dzwoni’. Odebrałam.
- No hej – powiedziałam próbując opanować ziewanie.
- Słuchaj, zapomniałem ci powiedzieć, o tym że dzisiaj ma przylecieć Matt – oznajmił.
- Ale że co? Jaki Matt? – zapytałam zdziwiona.
- Pytasz serio, czy żartujesz? No Anderson. – odpowiedział.
- Ale naprawdę?
- Tak, właśnie jadę po niego na lotnisko będziemy u Was około 14.
- Dobrze, to do zobaczenia.

‘Matt przyjedzie’ pomyślałam  a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Z Andersonem znaliśmy się od prawie 5 lat. Jak się poznaliśmy, przez Michała, bo jak inaczej. Wydawało mi się, że on rozumie mnie jak nikt inny, nie rozmawialiśmy długo, a teraz ma przyjechać. ‘Idealnie’ pomyślałam.

 Szybko zebrałam się w stronę łazienki. Chciałam spojrzeć w lustro, lecz po chwili zrezygnowałam. Weszłam pod prysznic umyłam włosy, ubrałam się i zeszłam do kuchni. Mama zauważyła mój uśmiech na twarzy i od razu zaczęła wypytywać o jego powód. Szybko jej powiedziałam, o przyjeździe Matta. A wtedy ona rozpromieniła się. Coś było nie tak. Zapytałam ją, dlaczego tak się cieszy. Ona odpowiedziała mi, że to był jej pomysł i taty, i ma nadzieję że może jemu uda się mnie rozruszać. Pocałowałam mamę w policzek, zrobiłyśmy sobie po herbacie i wyszłyśmy na taras. 

Po chwili relaksu, moja rodzicielka poprosiła mnie, żebym ściągnęła pranie. Bez większego problemu zebrałam się i poszłam je zebrać.
Wszystko było strasznie wysoko powieszone. ‘Pewnie wieszał tata’ pomyślałam. Od dobrych 2 minut męczyłam się, żeby ściągnąć swoją bieliznę, kiedy przy moim uchu usłyszałam ‘może ci pomóc’ po angielsku. Odwróciłam się, to był Matt.
- O jesteś – powiedziałam niezdziwiona.
- No tak, a może jakieś oklaski, albo bębny. – zasugerował.
- Niee, chyba nic z tego, jedyne co mogę Ci zaoferować to uścisk dłoni –zażartowałam.
- No chodź tu – powiedział i przytuli mnie – strasznie tęskniłem – szepnął.
- Ja też – opowiedziałam i wtuliłam się.
 - Ok, my tu gadu gadu, a Ty maleństwo sobie nie radzisz z praniem – zironizował.
- Nieśmieszne – opowiedziałam z poważną miną- nie moja wina, że rosną takie mutanty jak Ty.
- Ha, ha. To też nieśmieszne. No ale ok, radź sobie sama, ja idę się przywitać z twoimi rodzicami, może przynajmniej oni ucieszą się z mojego przyjazdu. – zakomunikował i odwrócił się.
- Dobra, dobra. Kalece nie pomożesz? –zapytałam wskazując palcem na bliznę na kolanie.
- Bierzesz mnie na litość, no ale ok. – powiedział i zdjął resztę prania.

Następnie poszliśmy na taras gdzie siedzieli już rodzice z Michałem. Mama od razu wstała i przywitała się z Amerykaninem, a następnie podszedł tata.
- Fajna niespodzianka – powiedział mój brat ruszając brwiami.
- Tak jasne.. – odpowiedziałam mało przekonująco.
- Ej! – krzyknął Matt i dźgnął mnie w żebra.
- No dobra, może być – oznajmiłam z uśmiechem zerkając w stronę Andersona.

Michał posiedział jeszcze trochę u nas po czym zebrał się i ruszył do domu.


Poszliśmy z Mattem do mnie do pokoju.
- Dlaczego przyleciałeś? –zapytałam kiedy weszliśmy. – nie zaczyna się w Rosji już liga?
- A nie cieszysz się, miałem nadzieję, że chociaż trochę sprawie Ci radości. A klub się nie martw się, pierwszy trening  mamy dopiero na początku września, więc jeszcze trochę się ze mną pomęczysz. – oznajmił z uśmiechem.
- Cieszę się, nawet nie wiesz jak – powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
- Może coś obejrzymy jakiś film? –zasugerował.
- Zapewne amerykańską głupią komedie –zironizowałam.
- Ej wypraszam sobie, no ale tak. Może być romantyczna. – powiedział podając mi laptopa.

Po kilku minutach siedzieliśmy na łóżku i było słychać tylko nasze śmiechy. Komedie amerykańskie, do tego romantyczne mają to do siebie, że są tak głupie, że aż zabawne.

Kiedy film się skończył Matt, powiedział że jest trochę śpiący i czy nie przeszkadzało by mi to gdyby poszedł spać. Ja nie miałam nic przeciwko, byłam nawet za. Sama byłam jakby zmęczona, chociaż  nie wiem czym. Położyłam się obok tyłem do chłopaka i zamknęłam oczy. Po kilku minutach poczułam jak przekłada rękę i kładzie ją na moim brzuchu. Jego ciepły oddech był wyczuwalny na szyi. Było mi dobrze. Objęłam jego rękę i zasnęłam. 




Rozdział wyjątkowo długi, ale to taki na rozruch :)
Jak Wam się podoba?
Czekam na komentarze i wasze opinie.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Prolog





Ola – dziewczyna, 20 lat, ciemna blondynka o długich prostych włosach i zielonych oczach. Studiuje medycynę, od 8 lat gra w siatkówkę na pozycji rozgrywającej, od 3 lat jest w juniorskiej kadrze narodowej. Siostra Michała Winiarskiego. Pewnie padnie pytanie jak to jest być siostrą siatkarza.
W sumie nic specjalnego, chociaż coś w tym jest. Wiele dziewczyn zapewne stwierdzi ze jest na pewno fajnie, ale tak do końca nie wiem. Minusem jest to, że rzadko się widujemy a to moje mecze a to jego, gdyby nie urodziny rodziców to chyba jedyną okazją do spotkania się były by urodziny Oliwiera, którego jestem chrzestną. Ale plusów jest też, sporo. Znasz sporo sportowców, głównie siatkarzy. I gdyby nie fakt, że jestem siostrą Michała mogłabym sobie tylko o tym pomarzyć. Ale jest jak jest i nie powinnam narzekać.
Wszystko byłoby ok, gdyby nie fakt ze od 6 miesięcy nie miałam piłki do siatkówki  w ręku.
Czemu? Na meczu wyjazdowym chyba w Poznaniu, tak to był Poznań. Ostatnia akcja, wyskoczyłam żeby wystawić piłkę i upadłam. I już się nie podniosłam, poczułam straszny ból w kolanie i jak się później okazało miałam zerwane więzadła przednie i boczne a do tego pękniętą łąkotkę. Ból był nie do zniesienia, ale na szczęście jest już po. Niedawno odstawiłam stabilizator który towarzyszył mi przez ostatnie pół roku. Czułam mimo to, że niby operacja poszła dobrze to coś jest nie tak.



Nie mam pojecia czy wam się to spodoba, zobaczymy ;)
Odróżniam fikcje od rzeczywistości. Ten blog nie ma nic wspólnego ze światem realnym, nic z tego nigdy nie wydarzyło i nie wydarzy.
Dla mnie pisanie to taka forma rozrywki.
Wstawiłam tutaj realne postacie, zeby było lepiej sobie to wszystko wyobrazić.