Planowaliśmy wyjechać wcześnie rano. Jednak kiedy się obudziłam mój telefon wskazywał godzinę 11.30 i 2 nieodebrane połączenia od Kurka. Po cichu wstałam, wyszłam na balkon i oddzwoniłam Bartka.
- Olcia, co robicie dzisiaj? - zapytał - Wszyscy powyjeżdżali, a my z Natalią siedzimy sami.
- Teoretycznie to jesteśmy w drodze na mazury, a praktycznie to jeszcze w łóżkach. - oznajmiłam.
- To może wpadniecie do nas, a nie będziecie jechać.
- Nie no, marzy mi się o mazurach już od dawna, ale może wy pojedziecie z nami?
- I co będziemy wam przeszkadzać w romantycznym wyjeździe? - zapytał śmiejąc się.
- Nie gadaj, tylko rusz Natalię żeby zaczęła się pakować i wyjeżdżamy za półtorej godziny - powiedziałam.
Kurek nawet nie protestował, tylko musiał się jeszcze z Natalią jeszcze uporać, bo pewnie będzie miała tysiąc powodów żeby nie jechać. No ale jego w tym głowa. Ja miałam trudniejsze zadanie przed sobą. Obudzić Aleksa, a było to podwójnie trudne, bo wczoraj wieczorem raczył się jeszcze z moim tatą nalewkami. Obudzenie Serba zajęło mi dobre 15 minut, ale udało się. Powiedzmy. Powiedziałam, mu, że idę zrobić śniadanie, a on ma 10 minut na ogarniecie się. W kuchni spotkałam mamę.
- Jak Alek się czuje? - zapytała od razu kiedy mnie zobaczyła.
- Właśnie idzie to się przekonasz - odpowiedziałam z uśmiechem na ustach, widząc Atanasijevicza którego loczki były jeszcze bardziej pokręcone niż zawsze, a grymas twarzy wskazywał na ból głowy.
- Mogę coś do picia? - zapytał po cichu co mnie i mamę rozbawiło.
Zjedliśmy śniadanie, tzn ja zjadłam a Aleks wypił wodę, zapakowaliśmy auto i ruszyliśmy w stronę domu Natalii. Chwilę później byliśmy już w komplecie. Bartek usiadł z przodu i robił za mojego nawigatora, a moja przyjaciółka i Alek spali z tyłu. Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się na jednej ze stacji benzynowej, żeby napić się kawy i rozprostować kości. Kiedy my z Kurkiem robiliśmy rundkę dookoła stacji nasze drugie połówki nadal spały, więc my mieliśmy czas żeby sobie porozmawiać o 'naszych' sprawach.
- Wyjeżdżamy do Włoch - wypalił w pewnym momencie Bartek
- Że co? - zapytałam przy okazji parząc się gorącą cieczą w język.
- Dostałem propozycje z jednego z klubów i chcę spróbować, a Nacia dostała w tym samym mieście staż - oznajmił.
- No ale jak to? A co ze Skra? - zapytałam po raz kolejny.
- Wszystko jest uzgodnione, prezes powiedział, że jeżeli wrócę do Polski to oni będą na mnie czekać. Bełchatów to mój drugi dom. Wiesz o co mi chodzi? Włochy to idealne miejsce żeby się rozwinąć, i myślę, że to jest ostatni moment żeby wyjechać za granicę. Planujemy z Natalią ślub, potem może dziecko, nie chce im później fundować wycieczek po całym świecie.
- A ja tak się cieszyłam, że mam was tak blisko - powiedziałam robiąc usta w podkówkę.
Rozumiałam Bartka. Też bym chciała, żeby Aleks zakończył zmiany klubów kiedy będziemy mieli dziecko. To była mądra decyzja z jego strony. Dam sobie jakoś radę bez nich, w końcu jest XXIw i mamy samoloty.
Po ponad 5 godzinach dotarliśmy i zobaczyłam widok w którym zakochałam się mając pięć lat - promienie słońca odbijające się w tafli jeziora.
Na całe szczęście rodzice już byli na łódce w tym sezonie więc nie trzeba było jej wyciągać z przechowalni gdzie lądowała na całą zimę. Tak więc jedyne co musieliśmy zrobić to wrzucić nasze rzeczy na łódkę i odpoczywać. Tego dnia nie chcieliśmy już wypływać, bo było dość późno i zamiast iść gdzieś do miasta na obiad postanowiłyśmy z Natalią, że zrobimy coś same.
- Boże Ola, to Ty? - usłyszałam znajomy głos kiedy szłam do sklepu. Automatycznie odwróciłam się i zobaczyłam Jagodę. Poznałyśmy się właśnie tutaj kiedy miałyśmy po 8 lat. Przyjeżdżając na mazury z rodzicami poznałyśmy wiele osób w naszym wieku lub trochę starszych z którymi stworzyliśmy 'ekipę'. W komplecie spotykaliśmy się tylko w wakacje, mieliśmy już z góry ustalony termin i przez 3 lata przyjeżdżałam razem z Bartkiem, Natalią i Kamilem regularnie, ale po śmierci Kamila przestałam i tak na prawdę nie miałam pojęcia czy oni dalej się spotykają.
- Jagoda! - krzyknęłam i rzuciłam się na dziewczynę - co ty tu robisz?
- Mogłabym zapytać o to samo - odpowiedziała z uśmiechem - odpoczywamy sobie z Szymonem przed sesją.
- Z Szymonem? - zapytałam.
- No tak, w sumie to zaręczyliśmy się niedawno. - oznajmiła a ja zaczęłam się śmiać.
Kiedy jeszcze byliśmy dziećmi Jagoda wręcz nienawidziła się z Szymonem, później trochę się miedzy nimi pozmieniało, ale nigdy nie pomyślałabym, że mogą być razem, a tu taka niespodzianka.
- Przepraszam - powiedziałam, kiedy opanowałam swój śmiech - ale wiesz dlaczego tak zareagowałam.
- Wiem wiem - odpowiedziała - może spotkamy się wieczorem, tak dawno Cię nie widziałam?
- Jestem za - oznajmiłam - Bartek i Natalia się na pewno ucieszą.
- To oni też tu są? - zapytała rozradowana, na co ja tylko pokiwałam potwierdzająco głową - to widzimy się o 20 tam gdzie zawsze.
Kiedy wróciłam na łódkę moi towarzysze wylegiwali się na
dziobie korzystając z ostatnich promieni dzisiejszego dnia. Zdążyłam powiedzieć
Natalii i Kurkowi o tym, że umówiłam się a, w sumie nas na kolacje z Jagodą i
Szymonem i zaczęły się pytania. Ale, że z tą Jagodą i Szymonem? A gdzie ich
spotkałaś? A to oni są razem? I jeszcze wiele innych, a i na sam koniec odezwał
się Aleks, który kompletnie nie wiedział o kim mówimy. Gdy w końcu limit pytań
został wyczerpany mogłam iść z Natalią zrobić coś na obiad.
Chwilę po 20 szliśmy w stronę dobrze znajomego mi baru. Najbardziej obawiałam się o Alka czy nie będzie się czuł źle kiedy głównie będziemy rozmawiać po Polsku, mimo to, że większość słów był w stanie zrozumieć. Ale było wręcz przeciwnie. Atanasijevicz już na samym początku pokazał co umie witając się z naszymi znajomymi słowami :‘Cześć, jestem Aleks i jestem chłopakiem Oli’. To było jedno z dwóch zdań po Polsku które miał opanowane do perfekcji, drugim było ‘Dzień dobry, poproszę 2 bułki i jajka’. Serb bardzo wczuł się w całą naszą rozmowę i nawet czasami próbował co nieco sklecić po polsku z czego byłam bardzo dumna. Wieczór minął nam naprawdę szybko.
- Ola a powiedz mi co u Kamila. – zapytał Szymon kiedy się już zbieraliśmy. Gdy wspomniał jego imię oczy wszystkich wylądowały na mnie. Widziałam jak Jagoda szturcha pod stołem swojego narzeczonego.
- Kamil – zaczęłam – Kamil nie żyje od 3 lat.
Oczy Szymka powiększyły się do wielkości pięciozłotówek. Wydawało mi się, że wszyscy z jego znajomych wiedzieli o tym co się stało. Jednak nie. Szymon przeprosił mnie, ale ja chyba się wyłączyłam. Mój mózg ogarnął się dopiero przy łódce dokładnie wtedy gdy potrząsnął mną Bartek -dosłownie.
- Ola, Aleks o niczym nie wie? – zapytał Bartek, na co ja pokiwałam twierdząco głową – to może powinien się dowiedzieć. On nie ma pojęcia dlaczego tak zareagowałaś.
Kurek chyba miał racje. Byliśmy już razem trochę i myślę, że powinien się o tym dowiedzieć. Zawołałam Aleksa i poszliśmy się przejść. Przez długa cześć drogi milczeliśmy.
- Kamil – zaczęłam w końcu – był moim chłopakiem. Znaliśmy się tak naprawdę od dziecka. Wieczorem, dzień przed walentynkami stwierdził, że znalazł jakiś prezent dla mnie w Poznaniu i, że musi po niego jechać mimo to, że było późno. Nie chciał jechać następnego dnia, bo grałam mecz i chciał być ze mną. I pojechał. Będąc już niedaleko Łodzi miał wypadek. Kierowca tira jadący przeciwnym pasem zasnął i wjechał wprost na samochód Kamila. Został przewieziony do szpitala w stanie krytycznym. Moja mama była na dyżurze i to ona go operowała. Operacja trwała ponad 4 godziny i mimo tak licznych obrażeń starali się utrzymać go przy życiu. Siedziałam przy nim cały czas i liczyłam na to, że wszystko będzie dobrze. Wyszłam dosłownie na kilka minut z jego sali. Kiedy wróciłam trwała właśnie reanimacja. Moja mama wraz z anestezjologiem ponad 20 minut walczyła o to żeby jego serce zaczęło pracować, ale się nie udało. Zmarł 14 lutego. Byłam trzy miesiące przed maturą. Nie chciałam żyć, przez pewien czas wydawało mi się, że nie potrafię funkcjonować bez niego. I pojawił się Matt, mimo tego co zadziało się ostatnio miedzy nami zawdzięczam mu wiele. Gdyby nie on, nie wiem czy bym podeszła do matury, nie wiem czy bym żyła.
Mnie zrobiło się lżej, że w końcu mu o tym opowiedziałam, a on nic nie powiedział, pewnie nie wiedział nawet co. Podszedł do mnie i zamknął mnie w szczelnym schronieniu z jego ramion.
Kolejne dwa dni spędziliśmy na aktywnym pływaniu po jeziorach. Chciałam jak najlepiej wykorzystać czas przed wyjazdem Aleksa, i pokazać mu to co najpiękniejsze w mazurach. Jeden dzień pływaliśmy jeszcze z Szymonem i Jagodą, ale ich czas zaplanowany na wypoczynek się skończył i wrócili do Warszawy, obiecując nam, że przyjadą do Łodzi zaprosić nas osobiście na swoje wesele.
No ale, nasz czas też się powoli kończył i nim się obejrzałam byliśmy z powrotem w Łodzi. Zdążyłam tylko wrzucić swoje rzeczy do prania, chwilę porozmawiać z rodzicami i ruszyłam razem z Aleksem do Bełchatowa, bo on musiał się spakować i sprzątnąć mieszkanie, a ja oczywiście musiałam mu w tym pomóc.
Kiedy uporaliśmy się z tym całym bałaganem mieliśmy czas dla siebie. Męczona zaległam na kanapie a chwilę później wskoczył na mnie Aleks przyprawiając mnie tym o wytrzeszcz oczu.
- Może trochę delikatniej – powiedziałam łapiąc powietrze.
- Przecież ty nie lubisz delikatnie – zaśmiał się Serb i rękami zaczął zmierzać w stronę mojego rozporka.
- A Ty nie masz mnie dość po tych kilku dniach 24 godziny na dobę? – zapytałam zatrzymując jego ręce na moim brzuchu.
- Musze się nacieszyć przed wyjazdem – oznajmił muskając mnie ustami po szyi, po czym wziął mnie na ręce i przeniósł do sypialni. Po drodze pozbawił mnie części garderoby, ale ja też mu nie byłam dłużna nim się obejrzał stał przede mną w samych bokserkach. Po chwili nasze języki toczyły bój, a ja dotykałam całe jego ciało.
- Masz zimne ręce – rzucił Aleks patrząc na mnie z wyrzutem.
- Zimne ręce, dobra w łóżku – odpowiedziałam śmiejąc się i wróciłam do wykonywanej przed chwilą czynności.
Rano obudził mnie Aleks jedzący palcem po mojej szyi. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam wielkie roześmiane oczy. Chyba będzie mi ich trochę brakować przez te dwa miesiące, nawet trochę bardzo. Planowaliśmy leżeć w łóżku, aż do momentu kiedy trzeba będzie się zbierać do drogi, jednak mój brzuch twierdził zupełnie co innego i po niedługiej chwili musieliśmy wstać i coś zjeść. Przygotowanie śniadania, a dokładnie zrobienie czegoś z niczego zajęło nam tak dużo czasu, że zdążyliśmy zjeść i się ubrać i musieliśmy jechać na lotnisko. Po drodze zajrzeliśmy jeszcze do moich rodziców, bo Aleks jako kulturalny ‘przyszły zięć’ chciał się pożegnać.
Drogę do Warszawy chciałam jak najbardziej przedłużać, ale jednak się nie dało. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w samochodzie, jednak musieliśmy się zebrać i wejść na lotnisko. Do odlotu zostało jeszcze niecałe 15 minut więc najwyższa pora żeby się pożegnać.
- Tylko bez żadnego smucenia mi się tutaj – powiedział Aleks – jeszcze zawsze możesz lecieć ze mną.
- Już ustaliliśmy, że w lipcu się widzimy.
- No dobrze, liczyłem, że może jednak decyzje zmieniłaś – oznajmił rozczarowany Serb.
- Dawaj jeszcze buziaka i spadaj – powiedziałam kiedy usłyszałam, że do odlotu zostało 10 minut.
- Dobrze, spadam – zakomunikował oburzony, i zaczął iść.
- Czekaj, czekaj – krzyknęłam – jeszcze buziak – oznajmiłam, po czym wspięłam się na palce, pocałowałam go i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Kocham Cię! – krzyknął Serb po polsku kiedy odwróciłam się w jego stronę.
Chwilę po 20 szliśmy w stronę dobrze znajomego mi baru. Najbardziej obawiałam się o Alka czy nie będzie się czuł źle kiedy głównie będziemy rozmawiać po Polsku, mimo to, że większość słów był w stanie zrozumieć. Ale było wręcz przeciwnie. Atanasijevicz już na samym początku pokazał co umie witając się z naszymi znajomymi słowami :‘Cześć, jestem Aleks i jestem chłopakiem Oli’. To było jedno z dwóch zdań po Polsku które miał opanowane do perfekcji, drugim było ‘Dzień dobry, poproszę 2 bułki i jajka’. Serb bardzo wczuł się w całą naszą rozmowę i nawet czasami próbował co nieco sklecić po polsku z czego byłam bardzo dumna. Wieczór minął nam naprawdę szybko.
- Ola a powiedz mi co u Kamila. – zapytał Szymon kiedy się już zbieraliśmy. Gdy wspomniał jego imię oczy wszystkich wylądowały na mnie. Widziałam jak Jagoda szturcha pod stołem swojego narzeczonego.
- Kamil – zaczęłam – Kamil nie żyje od 3 lat.
Oczy Szymka powiększyły się do wielkości pięciozłotówek. Wydawało mi się, że wszyscy z jego znajomych wiedzieli o tym co się stało. Jednak nie. Szymon przeprosił mnie, ale ja chyba się wyłączyłam. Mój mózg ogarnął się dopiero przy łódce dokładnie wtedy gdy potrząsnął mną Bartek -dosłownie.
- Ola, Aleks o niczym nie wie? – zapytał Bartek, na co ja pokiwałam twierdząco głową – to może powinien się dowiedzieć. On nie ma pojęcia dlaczego tak zareagowałaś.
Kurek chyba miał racje. Byliśmy już razem trochę i myślę, że powinien się o tym dowiedzieć. Zawołałam Aleksa i poszliśmy się przejść. Przez długa cześć drogi milczeliśmy.
- Kamil – zaczęłam w końcu – był moim chłopakiem. Znaliśmy się tak naprawdę od dziecka. Wieczorem, dzień przed walentynkami stwierdził, że znalazł jakiś prezent dla mnie w Poznaniu i, że musi po niego jechać mimo to, że było późno. Nie chciał jechać następnego dnia, bo grałam mecz i chciał być ze mną. I pojechał. Będąc już niedaleko Łodzi miał wypadek. Kierowca tira jadący przeciwnym pasem zasnął i wjechał wprost na samochód Kamila. Został przewieziony do szpitala w stanie krytycznym. Moja mama była na dyżurze i to ona go operowała. Operacja trwała ponad 4 godziny i mimo tak licznych obrażeń starali się utrzymać go przy życiu. Siedziałam przy nim cały czas i liczyłam na to, że wszystko będzie dobrze. Wyszłam dosłownie na kilka minut z jego sali. Kiedy wróciłam trwała właśnie reanimacja. Moja mama wraz z anestezjologiem ponad 20 minut walczyła o to żeby jego serce zaczęło pracować, ale się nie udało. Zmarł 14 lutego. Byłam trzy miesiące przed maturą. Nie chciałam żyć, przez pewien czas wydawało mi się, że nie potrafię funkcjonować bez niego. I pojawił się Matt, mimo tego co zadziało się ostatnio miedzy nami zawdzięczam mu wiele. Gdyby nie on, nie wiem czy bym podeszła do matury, nie wiem czy bym żyła.
Mnie zrobiło się lżej, że w końcu mu o tym opowiedziałam, a on nic nie powiedział, pewnie nie wiedział nawet co. Podszedł do mnie i zamknął mnie w szczelnym schronieniu z jego ramion.
Kolejne dwa dni spędziliśmy na aktywnym pływaniu po jeziorach. Chciałam jak najlepiej wykorzystać czas przed wyjazdem Aleksa, i pokazać mu to co najpiękniejsze w mazurach. Jeden dzień pływaliśmy jeszcze z Szymonem i Jagodą, ale ich czas zaplanowany na wypoczynek się skończył i wrócili do Warszawy, obiecując nam, że przyjadą do Łodzi zaprosić nas osobiście na swoje wesele.
No ale, nasz czas też się powoli kończył i nim się obejrzałam byliśmy z powrotem w Łodzi. Zdążyłam tylko wrzucić swoje rzeczy do prania, chwilę porozmawiać z rodzicami i ruszyłam razem z Aleksem do Bełchatowa, bo on musiał się spakować i sprzątnąć mieszkanie, a ja oczywiście musiałam mu w tym pomóc.
Kiedy uporaliśmy się z tym całym bałaganem mieliśmy czas dla siebie. Męczona zaległam na kanapie a chwilę później wskoczył na mnie Aleks przyprawiając mnie tym o wytrzeszcz oczu.
- Może trochę delikatniej – powiedziałam łapiąc powietrze.
- Przecież ty nie lubisz delikatnie – zaśmiał się Serb i rękami zaczął zmierzać w stronę mojego rozporka.
- A Ty nie masz mnie dość po tych kilku dniach 24 godziny na dobę? – zapytałam zatrzymując jego ręce na moim brzuchu.
- Musze się nacieszyć przed wyjazdem – oznajmił muskając mnie ustami po szyi, po czym wziął mnie na ręce i przeniósł do sypialni. Po drodze pozbawił mnie części garderoby, ale ja też mu nie byłam dłużna nim się obejrzał stał przede mną w samych bokserkach. Po chwili nasze języki toczyły bój, a ja dotykałam całe jego ciało.
- Masz zimne ręce – rzucił Aleks patrząc na mnie z wyrzutem.
- Zimne ręce, dobra w łóżku – odpowiedziałam śmiejąc się i wróciłam do wykonywanej przed chwilą czynności.
Rano obudził mnie Aleks jedzący palcem po mojej szyi. Odwróciłam się w jego stronę i zobaczyłam wielkie roześmiane oczy. Chyba będzie mi ich trochę brakować przez te dwa miesiące, nawet trochę bardzo. Planowaliśmy leżeć w łóżku, aż do momentu kiedy trzeba będzie się zbierać do drogi, jednak mój brzuch twierdził zupełnie co innego i po niedługiej chwili musieliśmy wstać i coś zjeść. Przygotowanie śniadania, a dokładnie zrobienie czegoś z niczego zajęło nam tak dużo czasu, że zdążyliśmy zjeść i się ubrać i musieliśmy jechać na lotnisko. Po drodze zajrzeliśmy jeszcze do moich rodziców, bo Aleks jako kulturalny ‘przyszły zięć’ chciał się pożegnać.
Drogę do Warszawy chciałam jak najbardziej przedłużać, ale jednak się nie dało. Siedzieliśmy jeszcze chwilę w samochodzie, jednak musieliśmy się zebrać i wejść na lotnisko. Do odlotu zostało jeszcze niecałe 15 minut więc najwyższa pora żeby się pożegnać.
- Tylko bez żadnego smucenia mi się tutaj – powiedział Aleks – jeszcze zawsze możesz lecieć ze mną.
- Już ustaliliśmy, że w lipcu się widzimy.
- No dobrze, liczyłem, że może jednak decyzje zmieniłaś – oznajmił rozczarowany Serb.
- Dawaj jeszcze buziaka i spadaj – powiedziałam kiedy usłyszałam, że do odlotu zostało 10 minut.
- Dobrze, spadam – zakomunikował oburzony, i zaczął iść.
- Czekaj, czekaj – krzyknęłam – jeszcze buziak – oznajmiłam, po czym wspięłam się na palce, pocałowałam go i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Kocham Cię! – krzyknął Serb po polsku kiedy odwróciłam się w jego stronę.
Mamy już XXI rozdział, napisany szybko. Nawet bardzo, nie wiem czy się wam spodoba no ale to się okażę. W najbliższym czasie będzie mi ciężko coś napisać, bo za dwa dni kończę ferie, i już zazdroszczę tym którzy je dopiero zaczynają ;)