poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział I



 I trzeba być wielkim przyjacielem i mocnym przyjacielem, żeby przyjść i przesie­dzieć z kimś całe popołudnie tylko po to, żeby nie czuł się samotny. Odłożyć swo­je ważne sprawy i całe popołudnie poświęcić na trzymanie kogoś za rękę. -Anna Frankowska





Mieliśmy połowę sierpnia, ostatnio często płakałam z bezsilności. Dziewczyny właśnie grały  mistrzostwa Europy juniorek do których przygotowywałyśmy się od ponad roku, a ja siedziałam w domu. Ostatnio rzadko go opuszczałam, nie miałam po co. Mimo to, że moja przyjaciółka Kamila prawie codziennie przychodziła lub dzwoniła, żebym poszła z nimi do jakiegoś klubu albo na jakąś domówkę. Była przyzwyczajona do tego, że codziennie padało słowo ‘nie’. Wcześniej próbowałam się jakoś wykręcać, ale teraz kiedy już nie mam żadnych sensownych wymówek, po prostu mówię, ze mi się nie chce. Nawet rodzice zaczęli się o mnie martwić, ściągali do nas Michała z Dagmarą i Oliwiera, żebym trochę pobyła z ludźmi. Ale ja nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, czułam złość w środku ze tak długo czekałam żeby pojechać na te cholerne mistrzostwa Europy, a jeden głupi wypadek to przekreślił. Jedyną osobą z którą mogłam siedzieć był Oli. Nie zadawał trudnych pytań, siedzieliśmy oglądając jakieś kreskówki albo spędzaliśmy całe dnie w ogrodzie. I było dobrze. Ale mój wspaniałomyślny brat musiał to zakłócić.

Rano obudził mnie telefon na wyświetlaczu pojawiło się ‘Misiek dzwoni’. Odebrałam.
- No hej – powiedziałam próbując opanować ziewanie.
- Słuchaj, zapomniałem ci powiedzieć, o tym że dzisiaj ma przylecieć Matt – oznajmił.
- Ale że co? Jaki Matt? – zapytałam zdziwiona.
- Pytasz serio, czy żartujesz? No Anderson. – odpowiedział.
- Ale naprawdę?
- Tak, właśnie jadę po niego na lotnisko będziemy u Was około 14.
- Dobrze, to do zobaczenia.

‘Matt przyjedzie’ pomyślałam  a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Z Andersonem znaliśmy się od prawie 5 lat. Jak się poznaliśmy, przez Michała, bo jak inaczej. Wydawało mi się, że on rozumie mnie jak nikt inny, nie rozmawialiśmy długo, a teraz ma przyjechać. ‘Idealnie’ pomyślałam.

 Szybko zebrałam się w stronę łazienki. Chciałam spojrzeć w lustro, lecz po chwili zrezygnowałam. Weszłam pod prysznic umyłam włosy, ubrałam się i zeszłam do kuchni. Mama zauważyła mój uśmiech na twarzy i od razu zaczęła wypytywać o jego powód. Szybko jej powiedziałam, o przyjeździe Matta. A wtedy ona rozpromieniła się. Coś było nie tak. Zapytałam ją, dlaczego tak się cieszy. Ona odpowiedziała mi, że to był jej pomysł i taty, i ma nadzieję że może jemu uda się mnie rozruszać. Pocałowałam mamę w policzek, zrobiłyśmy sobie po herbacie i wyszłyśmy na taras. 

Po chwili relaksu, moja rodzicielka poprosiła mnie, żebym ściągnęła pranie. Bez większego problemu zebrałam się i poszłam je zebrać.
Wszystko było strasznie wysoko powieszone. ‘Pewnie wieszał tata’ pomyślałam. Od dobrych 2 minut męczyłam się, żeby ściągnąć swoją bieliznę, kiedy przy moim uchu usłyszałam ‘może ci pomóc’ po angielsku. Odwróciłam się, to był Matt.
- O jesteś – powiedziałam niezdziwiona.
- No tak, a może jakieś oklaski, albo bębny. – zasugerował.
- Niee, chyba nic z tego, jedyne co mogę Ci zaoferować to uścisk dłoni –zażartowałam.
- No chodź tu – powiedział i przytuli mnie – strasznie tęskniłem – szepnął.
- Ja też – opowiedziałam i wtuliłam się.
 - Ok, my tu gadu gadu, a Ty maleństwo sobie nie radzisz z praniem – zironizował.
- Nieśmieszne – opowiedziałam z poważną miną- nie moja wina, że rosną takie mutanty jak Ty.
- Ha, ha. To też nieśmieszne. No ale ok, radź sobie sama, ja idę się przywitać z twoimi rodzicami, może przynajmniej oni ucieszą się z mojego przyjazdu. – zakomunikował i odwrócił się.
- Dobra, dobra. Kalece nie pomożesz? –zapytałam wskazując palcem na bliznę na kolanie.
- Bierzesz mnie na litość, no ale ok. – powiedział i zdjął resztę prania.

Następnie poszliśmy na taras gdzie siedzieli już rodzice z Michałem. Mama od razu wstała i przywitała się z Amerykaninem, a następnie podszedł tata.
- Fajna niespodzianka – powiedział mój brat ruszając brwiami.
- Tak jasne.. – odpowiedziałam mało przekonująco.
- Ej! – krzyknął Matt i dźgnął mnie w żebra.
- No dobra, może być – oznajmiłam z uśmiechem zerkając w stronę Andersona.

Michał posiedział jeszcze trochę u nas po czym zebrał się i ruszył do domu.


Poszliśmy z Mattem do mnie do pokoju.
- Dlaczego przyleciałeś? –zapytałam kiedy weszliśmy. – nie zaczyna się w Rosji już liga?
- A nie cieszysz się, miałem nadzieję, że chociaż trochę sprawie Ci radości. A klub się nie martw się, pierwszy trening  mamy dopiero na początku września, więc jeszcze trochę się ze mną pomęczysz. – oznajmił z uśmiechem.
- Cieszę się, nawet nie wiesz jak – powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.
- Może coś obejrzymy jakiś film? –zasugerował.
- Zapewne amerykańską głupią komedie –zironizowałam.
- Ej wypraszam sobie, no ale tak. Może być romantyczna. – powiedział podając mi laptopa.

Po kilku minutach siedzieliśmy na łóżku i było słychać tylko nasze śmiechy. Komedie amerykańskie, do tego romantyczne mają to do siebie, że są tak głupie, że aż zabawne.

Kiedy film się skończył Matt, powiedział że jest trochę śpiący i czy nie przeszkadzało by mi to gdyby poszedł spać. Ja nie miałam nic przeciwko, byłam nawet za. Sama byłam jakby zmęczona, chociaż  nie wiem czym. Położyłam się obok tyłem do chłopaka i zamknęłam oczy. Po kilku minutach poczułam jak przekłada rękę i kładzie ją na moim brzuchu. Jego ciepły oddech był wyczuwalny na szyi. Było mi dobrze. Objęłam jego rękę i zasnęłam. 




Rozdział wyjątkowo długi, ale to taki na rozruch :)
Jak Wam się podoba?
Czekam na komentarze i wasze opinie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz